Yazmin Juarez wraz z 18-miesięczną córeczką Mariee wkroczyły na początku marca nielegalnie do USA przez rzekę Rio Grandę. Młoda matka zamierzała dołączyć do swojej matki mieszkającej w New Jersey. Marzyła o lepszym życiu dla siebie, a przede wszystkim dla córeczki. Obie jednak zostały zatrzymane przez agentów U.S. Customs and Border Protection. Aresztowano je i osadzono w zarządzanym przez władze federalne ośrodku imigracyjnym w Dilley, w stanie Teksas. Kobieta walczyła przed sędzią imigracyjnym o wypuszczenie, nawet warunkowe, ze względów humanitarnych. Zanim do tego doszło, Yazmin Juarez i jej córeczka spędziły w ośrodku trzy tygodnie. W tym czasie mała Mariee rozchorowała się. Kobieta twierdzi, że nie otrzymała praktycznie żadnej pomocy medycznej. Kiedy opuszczały ośrodek, dziewczynka bardzo kaszlała, miała wysoką gorączkę i wymiotowała. Kiedy tylko Juarez przybyła do New Jersey, natychmiast pojechała z dzieckiem do szpitala w Edison. Tam lekarze starali się zwalczyć rozległą infekcję. Niestety 10 maja dziewczynka zmarła. Zdaniem matki winę za to ponoszą władze imigracyjne, które zignorowały problem chorego dziecka i nie zareagowały wcześniej, kiedy można było wyleczyć dziewczynkę. Sprawą imigrantki zainteresowali się przedstawiciele różnych organizacji, a prawnik R. Stanton Jones postanowił ją reprezentować za darmo. We wtorek po południu powiedział, że ma zamiar pozwać ośrodek imigracyjny w Teksasie i władze federalne za rażące zaniedbania.
Polityka Trumpa zabiła malutką imigrantkę?
Chciała, by jej córeczka wychowywała się z daleka od przemocy gangów, które sieją terror w jej rodzinnej Gwatemali. Niestety… Imigrantce Yazmin Juarez (20 l.) American Dream nie spełniło się, ale zamieniło w wielką tragedię. Jej dziecko zmarło krótko po tym, jak zostało zwolnione z ośrodka imigracyjnego w Teksasie, gdzie trafiło razem z matką. Imigrantka oskarża teraz władze federalne o rażące zaniedbania, które spowodowały śmierć jej córeczki. Prawnicy mogą się domagać nawet 40 mln dol. odszkodowania.