Władze Columbia Uniwersity i City College od New York w poniedziałek ogłosiły fiasko rozmów z protestującymi, domagającymi się potępienia działalności Izraela w Strefie Gazy i zerwania wszelkich interesów z tym krajem. Po tym, jak manifestanci zajęli budynek Hamilton Hall, poprosiły o interwencję policji. Na kampus wkroczyły oddziały SWAT wyposażone w tarcze, broń, ale też tarany, piły łańcuchowe i przecinaki do metalu. Z wysięgników przeprowadzono szturm na zajęty obiekt, przejmując kolejno jego pomieszczenia. Zatrzymano 109 osób. Kolejne wyprowadzono w kajdankach z City College. W sumie do aresztów trafiły 282 osoby, nie tylko studenci.
- Na kampusie były osoby, których nie powinno tam być - powiedział podczas konferencji burmistrz NYC Eric Adams (64 l.). Stwierdził, że wśród zatrzymanych znaleźli się bywalcy różnych wcześniejszych protestów, osoby karane i takie, które już dawno temu skończyły naukę. Razem z policjantami zwracał uwagę na to, że protestujący doskonale się zorganizowali. Pełnili warty, organizowali treningi a na planszach wypisywali plan działania w obliczu różnego rozwoju sytuacji.
W środę rano NYPD wkroczyła na Fordham University Lincoln Center, gdzie również powstało namiotowe miasteczko i nasiliły się protesty. Aresztowano 15 osób. W czwartek rano z doskonale zorganizowanymi manifestantami starli się policjanci z Los Angeles, CA. Przy odgłosach petard hukowych i krzykach policja usunęła barykady i rozpoczęła demontaż obozowiska propalestyńskich demonstrantów na Uniwersytecie Kalifornijskim. Szturm nastąpił po kilku godzinach wzywania manifestantów do rozejścia się. Zatrzymano 280 osób. W sumie przez dwa tygodnie niepokoju na amerykańskich uczelniach zatrzymano już 1700 osób.