Po wirusie przyjdzie drożyzna

2020-05-22 13:05

Większość mieszkańców stanu NY i całego USA jeszcze czeka na otwarcie. Powrót do normalności nie będzie łatwy. Nie tylko z powodu konieczności dostosowania się do dodatkowych zasad bezpieczeństwa. W otwierającej się po epidemii Europie ceny wszystkiego rosną. Prawdopodobnie to samo czeka Nowy Jork.

Większość mieszkańców stanu NY i całego USA jeszcze czeka na otwarcie. Powrót do normalności nie będzie łatwy. Nie tylko z powodu konieczności dostosowania się do dodatkowych zasad bezpieczeństwa. W otwierającej się po epidemii Europie ceny wszystkiego rosną. Prawdopodobnie to samo czeka Nowy Jork.


Szok we Włoszech, gdzie właśnie otwarto bary i salony fryzjerskie. Mała espresso, za które klienci płacili 1,3 euro, kosztuje 2 euro, a fryzjer chce ca swoje usługi 25 proc. więcej niż 3 miesiące temu. Ale są tacy, którzy podnieśli ceny o 60 proc.

Również USA widać wzrosty cen. Tak naprawdę tanie jest tylko paliwo, którego nie ma już gdzie magazynować. Wszystko inne - jajka, mięso, płatki zbożowe czy mleko drożeje. Tylko w kwietniu przeciętny mieszkaniec Nowego Jorku musiał zapłacić za artykuły spożywcze przynajmniej 2,6 proc. więcej niż w marcu. To największy wzrost cen od 1974 roku - poinformował Departament Pracy.

Najbardziej zdrożało mięso, ryby i jajka. Ich ceny wzrosły o 4,3 proc. Chleb i bułki podrożały o 2,9 proc., owoce, warzywa i produkty mleczne o 1,5 proc.

Ceny wzrosły w tym samym czasie, kiedy ponad 20 mln Amerykanów straciło pracę. To oznacza, że 1 na 5 gospodarstw domowych zostało zagrożone głodem. Według Geri Henchy, dyrektora ds. polityki żywieniowej w Food Research & Action Center, organizacji non-profit działającej na rzecz eliminacji głodu związanego z ubóstwem, wzrost cen produktów zbożowych i piekarniczych był rekordowym jednomiesięcznym wzrostem w historii. Ostatni taki przypadek miał miejsce również w czasie epidemii - grypy hiszpanki w 1919 r. Powody wzrostu cen Henchy widzi w dwóch rzeczach. Zmieniły się miejsca, gdzie klienci zwykle kupowali żywność, a firmy, które ją dostarczały, musiały się zamknąć po wybuchu epidemii wśród pracowników.

- Wzrost cen żywności kupowanej do domu jest zwykle mniejszy, niż wzrost cen w restauracjach i barach – tłumacyz z kolei David Henkes, szef Technomic, firmy zajmującej się badaniami branży spożywczej. - Ale tym razem tak się nie stało, m.in. z powodu masowego zamykania barów i restauracji – dodaje. Nie wiadomo jednak czy ceny nie poszybują po ich otwarciu. Wszystko zależy od tego, czy restauratorzy, fryzjerzy i kosmetyczki będą chcieli odbić sobie straty czasu kwarantanny na klientach. Jednak również klienci mogą poprzeć lub potępić wzrost cen po epidemii. Ich siła leży w portfelach.