– Niestety, znajdujemy ciała na ulicach i w zaspach śnieżnych – powiedział we wtorek wieczorem Mark Poloncarz (55 l.), zarządca hrabstwa Erie. Najzimniejsza zima w historii USA wciąż bowiem zbiera żniwo – w zachodniej części stanu Nowy Jork życie straciło co najmniej 35 osób, a w samym Buffalo potwierdzono śmierć 28 mieszkańców. W sumie w całym kraju zginęło co najmniej 56 osób, a ta liczba dalej rośnie.
Poloncarz i inny lokalni urzędnicy w ciągu ostatnich dni apelowali do mieszkańców Buffalo i okolic, aby zostali w domach. W mieście jeszcze wczoraj obowiązywał zakaz przemieszczania się samochodami. Służby przez minioną dobę starały się także odśnieżać zasypane ulice w obliczu zapowiadanego wzrostu temperatur. Narodowa Służba Pogodowa prognozuje, że w kolejnych dniach temperatura w Buffalo wzrośnie do nawet 51 st. F.
„Jest to jeden z kilku powodów, dla których niektóre ulice muszą zostać ponownie odśnieżone, by umożliwić prawidłowe odprowadzenie roztopów” – napisał Poloncarz w mediach społecznościowych.
Szef Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służb Ratowniczych Hrabstwa Erie Daniel Neaverth powiedział, że służby pracują w pocie czoła, by zapobiec wszelkim ewentualnościom powodzi. Jak stwierdził komisarz, władze chcą „upewnić się, że [miasto] jest oczyszczone od krawężnika do krawężnika”, by nie doszło do kolejnej katastrofy.
Do hrabstwa przybyło także 100 członków Gwardii Narodowej Nowego Jorku, by uporać się ze skutkami śnieżycy. W środę rano burmistrz Buffalo Byron W. Brown (64 l.) ogłosił, że miejskie służby współpracują z gwardią, by przywrócić elektryczność w wielu gospodarstwach domowych. Jak przekazał wówczas, ok. 500 osób pozostawało bez prądu.