Idalia ominęła najbardziej zaludnione rejony, ale rejony, które przemierzała od środy, przypominają dziś obraz rozpaczy. Desmond Roberson z przyjacielem sprawdzał zniszczenia w jego okolicy. W liczącym 55 tys. mieszkańców mieście Valdosta, na jednej z ulic widział szereg domów zniszczonych przez drzewa. Na drogach straszyły powalone konary i słupy energetyczne. - Labirynt. Zawracaliśmy trzy razy – opowiadał. On sam miał dużo szczęścia. Jego dom nie został uszkodzony. - Mamy szczęście, że ta burza była wąska, szybko się przemieszczała i nie została u nas – powiedział gubernator Georgii Brian Kemp na czwartkowej konferencji. Niestety, potwierdził, że zginął jeden z mieszkańców stanu, którego przygniotło drzewo.
Georgia, w którą żywioł uderzył z prędkością wiatru 90 mph, ucierpiała znacznie mniej niż region Big Bend na Florydzie. Tam Idalia gnała z prędkością ponad 125 pmh. James Nobles okazał się jednym z niewielu szczęściarzy w maleńkim Horseshoe Beach, FL, gdzie około 60 domów zostało zniszczonych. - Miasto jest zdewastowane – powiedział po powrocie do domu i ruszył do pomocy sąsiadom. Mieszkańcy pomagali sobie nawzajem w usuwaniu gruzu lub zbieraniu rzeczy - trofeów licealnych, zdjęć, płyt, porcelany. Często zatrzymywali się, by uściskać się wśród łez. Na ścianach, które zdołały przetrwać mogli oglądać plamy wyznaczające zasięg fali sztormowej, której wysokość sięgała sześciu stóp.
W czwartek dotknięte przez Idalię okolice odwiedził gubernator Florydy Ron DeSantis (45 l.) z żoną Casey 943 l.) i federalnymi urzędnikami ds. sytuacji nadzwyczajnych. - Widziałem wiele naprawdę rozdzierających serce szkód - powiedział, zwracając uwagę na kościół, który został zalany przez ponad 4 stopy wody. W sobotę na Florydzie pojawić miał się prezydent Joe Biden (81 l.).