Nowojorczycy z przerażeniem patrzą na policyjne statystyki i doniesienia o kolejnych krwawych wyczynach bandytów – liczba poważnych przestępstw wzrosła w minionym roku fiskalnym o 26 proc. Pocieszeniem może być jedynie spadająca liczba morderstw, których w metropolii odnotowano o 5 proc. mniej. Podobne spadki tej najpoważniejszej kategorii notuje wiele innych miast. Niestety, dane z innych przerażają. Tegoroczne statystyki pokazują wzrost liczby morderstw w Atlancie, Baltimore, Dallas, Phoenix, Filadelfii czy Denver. Najbardziej porażający jest jednak skok w Nowym Orleanie, który już od kilku lat znajduje się wśród 10 najbardziej krwawych miast świata.
Największe miasto Luizjany zostało właśnie amerykańską stolicą morderstw. Zdeklasowało tym samym Saint Louis, MO, gdzie w tym roku doszło do 139 mordów, a wskaźnik ich liczby na 100 tys. mieszkańców wyniósł 45. W Nowym Orleanie do 11 września wskaźnik wyniósł aż 52, a policja odnotowała 205 tego typu zbrodni. To skok o aż 141 proc. w porównaniu z 2019 r. i o 78 proc. w zestawieniu z minionym rokiem. W uznawanym za wyjątkowo krwawe Chicago wskaźnik morderstw wynosi 18, w Nowym Jorku – 3,5.
Nowy Orlean boryka się jednak również ze wzrostem liczby napadów z bronią, których w tym roku odnotowano już 385, o 42 proc. więcej niż przed rokiem. „Trzeba działać natychmiast, jeśli kiedykolwiek istnieje szansa na uratowanie miasta i przywrócenie reputacji miasta, które turyści mogą odwiedzić, aby imprezować i świętować, a nie stać się ofiarami" – skomentował wyniki raportu dotyczącego Nowego Orleanu Fausto Pichardo, niegdyś szef patroli w NYPD, a dziś konsultant władz tego miasta.
Potrzebę działania, nie tylko tam, wskazują jednak ogólne dane Major Cities Chiefs Association, które zebrało statystyki z 70 miast. Wynika z nich, że liczba rabunków wzrosła w nich o 12 proc., a liczba tzw. poważnych przestępstw o 4,2 proc.