Konsul RP w NY zakończył misję: Od Polonii można uczyć się patriotyzmu

2024-06-29 15:55

Adrian Kubicki (37 l.), Konsul Generalny RP w Nowym Jorku żegna się z Polonią. W rozmowie z „Super Expressem” opowiedział o trwającej niemal pięć lat misji na Wschodnim Wybrzeżu – o sukcesach, wyzwaniach, ale też o swoich wrażeniach ze współpracy z Polakami mieszkającymi w metropolii nowojorskiej.

„Super Express”: - Miał Pan 33 lata, gdy został Pan najmłodszą w historii dyplomacji RP osobą nominowaną na stanowisko konsula i nie przesadzę mówiąc, że pomimo młodego wieku zapisał się pan złotymi zgłoskami w historii relacji Konsulatu Generalnego RP w Nowym Jorku z Polonią Wschodniego Wybrzeża USA. Proszę powiedzieć jak to się stało, że został Pan dyplomatą i trafił do Nowego Jorku?

Adrian Kubicki: - Czyli zaczynamy od komplementów...bardzo miło mi słyszeć...

- ...Zasłużonych komplementów.

- ...Chociaż ja podchodzę do komplementów z pewnym dystansem, ponieważ mam świadomość tego wszystkiego, czego się nie udało dokonać. Ale rzeczywiście, przynajmniej tyle mogę powiedzieć, że razem z zespołem pracowaliśmy bardzo ciężko i wytrwale, żeby osiągać sukcesy, może takie nieoczywiste czasami. Co spowodowało, że wybrałem tę drogę? Pod koniec swojej pracy w Polskich Liniach Lotniczych LOT zostałem jednym z autorów kampanii, która doprowadziła do wprowadzenia Polski do ruchu bezwizowego i w pewnym sensie gdzieś zacząłem funkcjonować trochę w rozmaitych takich tematach amerykańskich. Akurat wtedy tak się zdarzyło, że poszukiwana była osoba z komunikacyjnym, marketingowym doświadczeniem do objęcia stanowiska szefa Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Po długim procesie przygotowań, bo taki proces trwał około roku w moim przypadku, w sierpniu 2019 r. przyjechałem razem z rodziną do Nowego Jorku. Swoją funkcję w Instytucie Kultury Polskiej pełniłem przez siedem miesięcy, następnie ówczesny premier Mateusz Morawiecki zaproponował mi objęcie stanowiska konsula generalnego. Nikt oczywiście w ten sposób nigdy tego nie ujmował, ale ja mam trochę takie poczucie, że była to kandydatura eksperymentalna z uwagi chociażby na mój wiek i doświadczenie, które jednak było w znakomitej swojej większości spoza MSZ, spoza dyplomacji. Ale ja też chciałbym wyraźnie podkreślić, że od początku uważałem, że to, może być walor - zwłaszcza w takim miejscu jak Nowy Jork, które w zasadzie wymaga co najmniej jednego z dwóch narzędzi do osiągnięcia sukcesu - albo nieograniczonego budżetu albo kreatywności. Był plan. Rzeczywistość napisała jednak inny scenariusz. Swoją misję konsula generalnego rozpocząłem 2 marca 2020 r., a już 15 marca Ameryka weszła w stan całkowitego zamknięcia spowodowanego pandemią koronawirusa. Zatem moja misja przez kolejne kilkanaście miesięcy wyglądała zupełnie inaczej niż ją planowałem.

- Zasadniczo trochę mnie Pan uprzedził użyciem słowa „misja”, bo planowałem zapytać czym jest pełnienie funkcji konsula - czy to jest praca, czy jest to misja?

- Oczywiście z czysto technicznego punktu widzenia, jest to oczywiście praca, ale tak naprawdę z różnych względów, praca konsula to jest misja i tak naprawdę, trochę ironizując, czy konsul chciałby na to w ten sposób patrzeć, czy nie. Jeśli ktoś ma podejście, że to praca od 9 do 17 czy od 8 do16 i po wyjściu z tej pracy ma oczekiwanie, że ta praca w żaden sposób nie będzie wchodziła mu w życie i gdzieś tam nie pojawi się konieczność, że trzeba działać poza tymi godzinami, czyli, że trzeba być w tej gotowości żeby służyć, to tak naprawdę nie powinien się tej pracy podejmować. My jesteśmy cały czas w tej zawodowej roli, mówię my, dlatego, że to dotyczy nie tylko konsula, ale wszystkich, którzy tutaj mają uprawnienia konsularne, a to jest kilka osób o bardzo konkretnych kompetencjach, dobrze znających swoje dziedziny i ich wszystkich dotyczy ta sama kwestia - muszą być do dyspozycji, muszą być w gotowości do udzielenia pomocy, do wykonania jakiś czynności konsularnych i innych o różnych porach dnia i nocy. Konsulat ma taki telefon dyżurny, który działa 24 godziny na dobę, tzn. że ktoś musi nawet w środku nocy taki telefon odebrać i zareagować na potrzeby, jakie zgłaszają obywatele. Wiec to jest absolutnie służba i misja. Nowy Jork i generalnie Stany Zjednoczone stwarzają dużo możliwości do tego żeby promować Polskę - polski język, polską kulturę, polski biznes - tylko trzeba działać aktywnie i myślę, że w dużej mierze dużo zależy od osoby konsula generalnego, czy chce działać, czy ma aktywny sposób funkcjonowania, czy nie. To się oczywiście przekłada na zespół, czy zespół popiera konsula w takiej aktywnej misji. Ja miałem absolutny zaszczyt i szczęście pracować z zespołem, który nie tylko wspierał, ale generował aktywności, był bardzo kreatywny i przy tym wszystkim profesjonalny.

- Jakie były najtrudniejsze momenty podczas pełnienia funkcji konsula i które momenty będzie wspominał Pan najmilej?

- Myślę, że najtrudniejsza jednak była pandemia. To wydarzenie, które nie zdarza się co rok. Dla nas to było na dwa sposoby trudne. Po pierwsze byliśmy w światowym epicentrum pandemii. Nowy Jork był miejscem w którym było najwięcej zachorowań, najwięcej zgonów. Były to sceny, które nikomu z nas nawet nie mieściły się w wyobraźni. Po drugie nie mieliśmy żadnego precyzyjnego protokołu, który powiedziałbym nam co robić. Trzeba było w tym czasie nieść realną, podstawową pomoc naszym obywatelom, pomagać im powracać do kraju, ale też pomagać na przykład chorym dzieciom, które przyjeżdżały tutaj na leczenie ratujące życie - pomóc im organizować przejazdy w dobie, w której nie było taksówek czy zakwaterowania, bo hotele były pozamykane. Gdyby dziecko lub opiekunowie zachorowali na COVID, terapia zostałaby natychmiast odwołana. Nasza rola z jednej strony była zatem jasna, chociaż nigdzie nie zdefiniowana. Wtedy po raz pierwszy przekonałem się, jak ogromne serce mają Polacy, którzy mieszkają w USA. W pomoc chorym dzieciom zaangażowali się księża, parafie i wiele zwykłych polskich rodzin. Polacy po raz kolejny zdali test z solidarności. Mam wrażenie, że jako zespół w konsulacie też zdaliśmy ten test bardzo dobrze i dzisiaj z perspektywy czasu, gdy wiemy, że dochowaliśmy zasad bezpieczeństwa, że nikomu z nas nic się nie stało, myślę, że wszyscy mamy za sobą unikalne doświadczenie, bardzo pouczające. Myślę, że to też czas, w którym wiele osób doceniło to, jak ważna jest praca konsulatu i osób, które ją wykonują.

Jeżeli chodzi o te przyjemne momenty, to ciężko mi powiedzieć o jednym, to jest ogrom wzruszeń, ogrom zaszczytów i honorów, ale myślę, że przede wszystkim, to są spotkania z ludźmi. Nawiązanie przyjaźni z osobami, od których wiele się nauczyłem, osoby, które wiele rzeczy mi pokazały, udowodniły, przekazały. Bardzo cenię sobie spotkania ze świadkami historii. Niestety, w czasie mojej posługi tutaj pożegnaliśmy wielu weteranów, ale wielu z nich jest jeszcze z nami, np. pani Helenka Knapczyk, którą zwyczajnie po ludzku, całym swoim sercem kocham. Jest wspaniałą osobą i chociaż jest już w podeszłym wieku ma ogromnie dużo energii, żeby opowiadać o swoich doświadczeniach wywózki i następnie ucieczki z Syberii i tułaczki przez cały świat, żeby ostatecznie znaleźć się tutaj w Ameryce. Oczywiście, gdyby nie funkcja konsula, nie wiem czy miałbym okazję spotkać tylu fantastycznych ludzi. Dla mnie te relacje maja też taki wymiar personalny i są dla mnie ogromnie ważne. Mam nadzieję, że przetrwają, choć moja misja się kończy.

- Po latach spędzonych wśród Polonii jaka jest Pana opinia o nas, Polakach żyjących tutaj i przebywających od lat poza granicami Polski?

- Myślę, że jest to taka oczywista refleksja, z której nie wszyscy - zwłaszcza w Polsce - zdają sobie sprawę. Polonia nie jest monolitem. Składa się z wielu różnych organizacji, ludzi o różnych poglądach, ludzi o różnych sposobach na życie, różnym sposobie działania i to jest oczywiście piękne, że ta Polonia jest różnorodna i że cechuje tutaj Polaków taka bezinteresowność i głęboka, wewnętrzna miłość do Ojczyzny. Nawet jeśli każdy rozumie tę miłość na inny sposób. Można się nauczyć od Polonii patriotyzmu, miłości do polskich barw narodowych, do symboli narodowych, do czasami takiego prostego wyrażania naszej polskości, przypinania sobie polskiej flagi czy manifestowania przy różnych okazjach tej polskiej tożsamości. Myślę, że do jakiegoś stopnia my w Polsce nawet jakoś to zatraciliśmy, a Polacy za granicą, zwłaszcza tutaj w Ameryce, to kultywują i to jest piękne. Mam też poczucie, że Polonia tutaj potrzebuje liderów, instytucji czy osób, które będą Polonię inspirowały do działania. Myślę, że to, o co powinniśmy wspólnie walczyć to takie dwie rzeczy: po pierwsze, żeby polonijne organizacje tutaj w Ameryce się profesjonalizowały w swoim działaniu, czyli żeby też sprawnie funkcjonowały na rynku amerykańskim, uzyskiwały dostęp do lokalnego finansowania, uczestniczyły w ważnych projektach amerykańskich. Wiele organizacji polonijnych już to bardzo efektywnie robi. Powinniśmy też rozszerzać definicję Polonii, żeby do tego grona zapraszać i dołączać osoby z jednej strony pochodzenia polskiego z dawnych pokoleń, bo dzięki temu nas zwyczajnie więcej. Powinniśmy włączać Amerykanów, którzy tutaj się urodzili i świetnie rozumieją swój kraj i mogą po prostu różne sprawy, w różnych obszarach dla Polski ważnych, mówiąc wprost, załatwiać. Z drugiej strony, ten sam przypadek, tylko po zupełnie drugiej stronie spektrum, to osoby młode, które się tutaj urodziły, które już nie myślą na polski sposób. To jest naprawdę bardzo duże wyzwanie, żeby dla tych osób mieć ofertę i włączać je w działania Polonii. Jeśli będziemy z nimi rozmawiać, za 10, 15 lat, to te osoby, już nie my, będą stanowiły fundament tak naprawdę, tego jak Polonia działa lub nie działa.

Z całą pewnością jest to społeczność bardzo duża i ma znaczenie polityczne. Z nami trzeba się tutaj liczyć w Ameryce, bo nas jest tutaj blisko 10 milionów osób, a jakbyśmy sięgali głębiej po kolejne pokolenia, to nawet więcej. Wiec my mamy tutaj siłę! Ja zawsze twierdziłem i będę to powtarzał, że miarą siły sojuszu polsko-amerykańskiego jest to, jak silna jest polska społeczność tutaj w Ameryce i mam nadzieje, że będzie, coraz silniejsza.

Dzieje się oczywiście wiele wspaniałych rzeczy. Fenomenem jest sieć sobotnich polskich szkół dokształcających, które pomimo niekorzystnych zmian demograficznych i tego że Polonia się rozprasza, nadal funkcjonują i mają się nieźle. Są programy dwujęzyczne w amerykańskich szkołach. To jest pewne narzędzie wyjątkowe w Ameryce, z którego trzeba korzystać, tak żeby polskie dzieci, czy dzieci, które chcą się uczyć języka polskiego, mogły się go uczyć w amerykańskim systemie szkolnym. To jest ogromna wartość i należy o to zabiegać. To, co te dzieci będą robiły po szkole zależy w dużej mierze od nas i jak te nasze organizacje będą w stanie przyciągać młode pokolenia. Tu jest całkiem nieźle. Widać coraz więcej młodych twarzy na różnych spotkaniach i to jest najlepszy dowód na to, że można być spokojnym o to, co się będzie działo z Polonią, nie tylko po moim wyjeździe, ale w ogóle przez następne lata.

Zawsze powtarzam młodym ludziom, że Polska ma piękną historię, piękną kulturę, że to jest kultura również oznaczona krwią naszych przodków, ale jednocześnie, kultura wspaniałych umysłów. Bardzo pokojowego spojrzenia na świat, przywiązania do wolności, solidarności, demokracji. Ja zawsze powtarzam, że demokracja w nowoczesnym wymiarze w Europie nie zrodziła się na jej Zachodzie, ale zrodziła się w Polsce, czego ukoronowaniem był XXVIII w. i Konstytucja 3 Maja. Bycie Polakiem w Ameryce, znajomość dodatkowego języka, znajomość dodatkowej, innej kultury po prostu się opłaca. Chciałbym żeby młodzi ludzie myśleli o swojej edukacji i swojej polonijnej działalności właśnie przez ten pryzmat. Ja naprawdę wierzę, że to im da lepszy start w dorosłe życie, lepsze, lepiej płatne prace i że to później do ojczyzny wróci. Bo jeżeli oni odniosą sukces, to potem Polska będzie miała tutaj naturalne, bardzo silne lobby. Niech sobie po prostu pomyślą, że w przyszłości to wróci. Także w sensie materialnym. Nie ma żadnego wstydu żeby myśleć o tym właśnie w ten sposób, że to się najzwyczajniej w świecie opłaca.

- Czy będzie trudno Panu i Pańskiej rodzinie pożegnać się z Nowym Jorkiem i czy będziecie za miastem i za Polonią tęsknić?

- Nowy Jork jest miejscem, do którego zawsze miałem sentyment. Rzadko chyba o tym mówiłem, ale jako 10-letni chłopiec, miałem w pokoju nad łóżkiem, taki wielki, panoramiczny plakat z dolnym Manhattanem i Mostem Brooklińskim. Jako dziecko wpatrywałem się w ten obrazek, w te wieżowce nowojorskie i to jest jednak wyjątkowe doświadczenie po tych wielu latach móc, nie tylko tutaj przyjechać i mieszkać tutaj przez pięć lat, ale też pełnić tak ważną i zaszczytną funkcję. Mam nadzieję, że będę miał okazję w różnych momentach i w rożnych rolach wracać, ale też, koniec końców, to nie budynki budują tę miłość do miejsca, tylko kontakty z osobami i myślę, że te relacje, te przyjaźnie, które się tutaj nawiązały, będą trwały dalej. Z perspektywy mojej rodziny jest to czas zmiany. Zostawiamy Nowy Jork, ale wiele zyskujemy - wracamy do rodziny i przyjaciół, z którymi przez ostatnie 5 lat mieliśmy utrudniony kontakt. Myślę, że jest przed nami bardzo wartościowy czas.

- Jakie są Pana zawodowe plany na przyszłość?

- Nie jest tajemnicą, że ja tutaj zostałem powołany tylko na czas pełnienia funkcji konsula generalnego i nie jestem zawodowym dyplomatą. Przyszedłem z zewnątrz i wracam na zewnątrz. Jeszcze jest za wcześnie, żeby komentować lub dyskutować o moich planach zawodowych, natomiast życzę sobie i mam nadzieje, że to się spełni, że w jakimś sensie ten związek merytoryczny i emocjonalny z Ameryką, Nowym Jorkiem i przede wszystkim ze społecznością polonijną, którą naprawdę bardzo cenię, będzie nie tylko utrzymany, ale że będzie się rozwijał. 

- Najciekawsze są zawsze odpowiedzi na pytania, których się nie zadało, więc czy chciałby Pan coś dodać, a ja nie zapytałem?

- Wierzę w projekt dużej i wpływowej Polonii! Jest to społeczność tak fantastyczna i ma w sobie tyle energii, że jest się w stanie dalej rozwijać. Jest w stanie pięknieć i przyciągać młode pokolenie ludzi i że Polonię czeka zupełnie inny, nowy czas. Mam nadzieję, że nic się na świecie takiego nie zmieni i Polacy nie będą zmuszeni masowo emigrować do Stanów Zjednoczonych, ale to nie znaczy, że tych relacji nie będzie. Będziemy mieli Polaków, którzy się tutaj urodzili, pewnie jakiś profesjonalistów, którzy będą przyjeżdżali tutaj pracować czy też kształcić się, więc struktura tej Polonii się na pewno zmieni, ale wydaje mi się, że to jest kolejny piękny rozdział, nad którym wspólnie powinniśmy pracować. Myślę, że Polonia ma wiele pięknych momentów w swojej historii za sobą, ale najpiękniejsze nadal są przed nami.

- Panie Konsulu, dziękuję za te wszystkie lata pracy na rzecz Polski, Polaków i Polonii. Za czas, jaki Pan poświecił mnie i naszym czytelnikom. Życzę panu wszystkiego najlepszego w życiu rodzinnym i zawodowym.

- Bardzo dziękuję. Nie lubię pożegnań, dlatego nie mówię Polonii żegnam, tylko do zobaczenia.

Rozmawiał Teodor Lisowski