„Super Express”: – Skąd wziął się pomysł na waszą wyprawę?
Paweł Poterski: – Ponad rok temu wystartowaliśmy z Gorzowa Wielkopolskiego w pierwszą w historii podróż polskim autem dookoła świata. Chyba oboje niezależnie wpadliśmy na pomysł objechania świata dookoła, jak się jeszcze nie znaliśmy. Z tym, że ja z racji zamiłowania do klasycznej motoryzacji zawsze chciałem przejechać tę drogę dużym fiatem. To jest pierwszy tego rodzaju wyczyn autem polskiej produkcji. Samą wyprawę dopracowaliśmy w trzy miesiące wiosną 2018 roku, na chwilę przed wyjazdem i rzuceniem pracy. Samochód jest moją własnością od około sześciu lat. Auto było kupione pod Wałbrzychem z zamiarem podróżowania. Niedługo po zakupie ruszyliśmy ze znajomymi do Stambułu, a w kolejnych latach do Skandynawii i na Bałkany.
– Co robicie na co dzień?
– Ja zajmuję się projektowaniem i zarządzaniem inwestycjami, jestem architektem i ekonomistą, zbieram też klasyczne samochody. Asia zaś zajmuje się obsługą klientów rynku e-commerce, choć z wykształcenia i zamiłowania jest dietetykiem. W wolnych chwilach podróżujemy, ile się da, a zdjęcia z podróży publikujemy na Facebooku i Instagramie dookolafiata.pl
– Jak długo jesteście w drodze?
– W trasę ruszyliśmy w listopadzie 2018 roku, tak więc fiat jest w trasie od 14 miesięcy. I jeszcze dwa kolejne będzie krążył po Stanach i Zachodniej Europie.
– Które z odwiedzonych miejsc zapamiętaliście najbardziej?
– Do tej pory chyba najbardziej przypadły nam do gustu Iran, Tajlandia i Hongkong. Do Tajlandii chyba nie trzeba nikogo przekonywać, bo jest tam, pięknie, ciepło, tanio, bezpiecznie, a ludzie są serdeczni. Ale najbardziej gościnni są Irańczycy. Trudno tam czasem było przejść ulicą, nie słysząc oferty pomocy lub zaproszenia na obiad czy śniadanie. Iran jest niezwykle malowniczy, miasta piękne, czyste i zadbane. I tylko zastrzeżenia można by mieć do zwierzchników narodu. A Hongkong? To miasto marzenie, ma wszystko co najlepsze – superludzi, nowoczesne centrum, zabytki, świetne restauracje, ciepłe morze, plaże, góry i widoki. A wszystko w promieniu 40 min jazdy autobusem.
– Czy w drodze spotkały was jakieś przygody?
– Przez ponad rok, 20 krajów i tysiące kilometrów zebraliśmy tyle przygód, że nie sposób wszystkie spamiętać, dobrze, że prowadzimy dziennik.
– A jak wam się podoba Ameryka?
– Można powiedzieć, że w USA jesteśmy pierwszy raz. Byłem w Chicago kilka lat temu przez tydzień, ale była wtedy zima stulecia i niewiele widziałem. Stany robią na nas ogromne wrażenie. Zwłaszcza przyroda jest w wielu miejscach zaskakująca. Wielkie sekwoje w Redwood, kanion Kolorado czy Monument Valley są nie do opisania. Zaś ze wszystkich przejechanych do tej pory dróg na świecie na jednym z czołowych miejsc jest dla nas amerykańskie Pacific Highway 101 oraz 1. Widoki były tak niesamowite, że przejechanie trasy z San Francisco do LA zajęło nam prawie cztery dni, choć normalnie drogę tę można pokonać w sześć godzin. Wspaniałą rzeczą są bardzo pomocni ludzie. W San Francisco nieraz zdarzało się, że z powodu braku drobnych ktoś płacił za nasze bilety albo oddał nam swoją przejazdówkę, a motorniczy tramwaju pędził przez kilka przystanków, byśmy zdążyli na autobus. Wrażenie zrobiło na nas olbrzymie zróżnicowanie społeczne, którego nie byliśmy wcześniej świadomi. Skala bezdomności w Kalifornii zaskoczyła nas. Nigdzie do tej pory na świecie nie spotkaliśmy się z czymś takim.
– Jak ludzie reagują na wasz samochód?
– Reakcje różnią się od regionu świata. W większości dominowało pytanie o model auta, a gdy dowiadywali się, skąd jesteśmy i jaka jest nasza trasa, pojawiał się śmiech i niedowierzanie: tym autem dookoła świata? A liczby podniesionych kciuków nawet nie zliczymy.
– Czy po drodze na przykład coś się w nim popsuło i musieliście to naprawiać?
– Do San Francisco musieliśmy jedynie robić małe serwisy po drodze, wymiany płynów i czyszczenie po zapylonych drogach Azji. Niestety jednak 200 mil na północ od San Francisco pasek rozrządu stracił kilka zębów i przez to głowica silnika uległa uszkodzeniu. To była poważna awaria i jej usunięcie zajęło nam dwa tygodnie. Było to bardzo czasochłonne i niestety drogie. Na przełomie stycznia, lutego chcemy być już w okolicach Polski. Ale jak to wyjdzie to tylko fiat wie (śmiech).
– Czy były takie momenty, że chcieliście przerwać podróż i dać sobie spokój.
– Nie powinniśmy narzekać, bo przecież od półtora roku nie pracujemy i "przejadamy" oszczędności, ale wyjazd tego typu daleki jest od wakacji i niewiele ma wspólnego z wypoczynkiem. Tyle miesięcy w podróży i to w naprawdę mało komfortowym aucie może dać się we znaki. Były momenty, kiedy żałowaliśmy, że nie wyruszyliśmy w podróż busem jak inni spotkani na trasie podróżnicy. Ale po chwili spoglądaliśmy na mapę i uświadomiliśmy sobie, jak daleko już jesteśmy lub spotkaliśmy kogoś, kto gratulował nam odwagi i od razu robiło się lepiej.
– Czego nauczyliście się w trakcie tej wyprawy o samych sobie, o życiu i o innych ludziach?
– Że 95 proc. ludzi na świecie jest życzliwych i pomocnych. I jeżeli tylko jesteś taki sam wobec innych, to to dobro do ciebie wraca. Wiemy, jak banalnie to brzmi, ale do tej pory naprawdę tak było.
Rozmawiała Marta J.Rawicz