Niemal nie ma dnia bez doniesień o kolejnych napaściach z użyciem noża w metropolii. Ostrzami – podobnie jak 12 sierpnia na północy stanu Salman Rushdie - ranieni zostają sklepikarze, ale też pasażerowie metra czy niczemu nie winni przechodnie. W czwartek rano na Manhattanie od ciosów nożem ucierpiał 38-latek, zaatakowany przez innego pasażera w autobusie na Harlemie. W poniedziałek 26-latek stojący przed salonem kosmetycznym na Bronksie otrzymał 15 ciosów nożem od dwóch mężczyzn, którzy zaatakowali go bez powodu. W weekend z rąk nożownika w schronisku w Chelsea zginął 62-latek.
Policyjne dane, do których dotarł „New York Post”, potwierdzają, że podobnych incydentów jest coraz więcej. Do 7 sierpnia NYPD odnotowała 2756 ataków z nożem w ręku. Przed rokiem było ich 2465, czyli o 11 proc. mniej. W tym samym czasie liczba tych ze skutkiem śmiertelnym skoczyła o aż 43 proc., z 48 do 69. Policjanci, z którymi rozmawiali reporterzy przyznają, że skoro nikt nie boi się nosić broni, to tym bardziej noży. Konsekwencje? Przyłapany z nożem dostaje wezwanie na posterunek i mandat.