Autorzy filmu "Two Shores": Nowy Jork ma dla nas specjalne znaczenie

2024-06-30 21:07

Film „Two Shores” to opowieść o kobiecie, która przyjeżdża z Polski do Nowego Jorku, żeby zmierzyć się z duchami przeszłości. Polonijni widzowie będą mogli zobaczyć ją 11 sierpnia podczas Greenpoint Film Festival w Nowym Jorku. Jego twórcy: Ewa Rodart, współodpowiedzialna za reżyserię i scenariusz oraz odtwórczyni jednej z głównych ról, Maks Kubiś, współautor scenariusza i jeden z głównych aktorów oraz Matt Subieta – współreżyser obrazu – opowiedzieli nam o swoim projekcie i dalszych planach.

„Super Express”: - Co było najtrudniejsze w realizacji tej produkcji?

Ewa Rodart: -Ten film był dla nas ogromną przygodą, ale też trampoliną do nauki. Zaczynając ten projekt z Maksem mieliśmy doświadczenie aktorskie w filmie i w teatrze, ale to było nasze pierwsze podejście do pisania scenariusza. Mieliśmy w sobie za to optymizm i głód przygody. Całe szczęście nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, na co się porywamy. Wiatru w żagle dodały nam pierwsze sukcesy. Po ukończeniu wstępnej wersji scenariusza zgłosiliśmy się do międzynarodowego konkursu scenariuszowego Screencraft. Od razu otrzymaliśmy entuzjastyczne opinie recenzentów i finalnie zostaliśmy jego ćwierćfinalistami.

Maks Kubiś: - Pozyskanie niezależnych środków w USA na produkcję było nie lada wyzwaniem. Znajdowaliśmy się daleko od ojczyzny, więc pomoc finansowa od polskich instytucji kulturalnych była mało prawdopodobna. Jesteśmy jednak wyznawcami maksymy „where there’s a will, there’s a way” - „dla chcącego nic trudnego” - więc postanowiliśmy podejść niestandardowo do zbierania pieniędzy i zgłębić tajniki amerykańskiej filantropii. Udało się. To doświadczenie dało nam odwagę do pójścia o krok dalej. Postanowiliśmy wyprodukować film samodzielnie. Bardzo trudnym momentem był dla nas wybuch pandemii. Byliśmy już w preprodukcji, kiedy okazało się że musimy odwołać zdjęcia na trzy tygodnie przed startem. Powrót do Polski wiązał się z dużą dozą niepewności i ostatecznie zajęło nam prawie dwa lata ponowne przygotowanie się do zdjęć. W Polsce dołączył do nas Matt Subieta, który miał już spore doświadczenie w tworzeniu filmów w Australii i w Polsce, co okazało się dużym wsparciem. Mieliśmy niezwykłe szczęście do zespołu produkcyjnego i aktorów, którzy obdarzyli nas zaufaniem, byli pełni kreatywności i włożyli ogrom serca w nasz film. Ogromną satysfakcją dla nas była premiera na prestiżowym 63. Krakowskim Festiwalu Filmowym, gdzie debiutowali tacy twórcy jak Krzysztof Kieślowski czy Marcel Łoziński.

- Co zainspirowało Was do realizacji tego filmu?

Ewa Rodart: - Młody aktor zaraz po szkole konfrontuje się z „syndromem paragrafu 22” - trudno znaleźć agenta bez zagrania ciekawej roli w filmie i jednocześnie nie jest łatwo dostać ciekawą rolę bez agenta. Dlatego też, po skończeniu szkół aktorskich w Nowym Jorku postanowiliśmy znaleźć trzecią drogę: samemu napisać dla siebie ciekawe role. Kiedy rozpoczynaliśmy z Maksem poszukiwania historii na film, byłam przekonana, że nie chcę dotykać moich osobistych tematów. Nasze początkowe pomysły były bardzo oddalone od naszych żyć. Kiedy jednak postanowiliśmy oprzeć relację dwójki głównych bohaterów na więzach rodzinnych, powoli nasze osobiste historie zaczęły się wkradać w fabułę. Postanowiliśmy z tym nie walczyć i ostatecznie film stał się bardzo osobisty dla nas obojga. W filmie użyłam mojego prawdziwego listu i zdjęcia, a historia mojej głównej bohaterki i jej traumy są bardzo blisko mojego własnego życia. Co ciekawe, dopiero ostatnio zdaliśmy sobie sprawę, że bezwiednie imiona bohaterów w naszym filmie też nie są przypadkowe.

- Jakie macie oczekiwania po projekcji w USA?

Matt Subieta: - Akcja filmu rozgrywa się w Nowym Jorku, na Brighton Beach. Dodatkowo, kanwą opowieści jest dramat rozbitych rodzin z czasów PRL, kiedy rodzice wyjeżdżali do Stanów za chlebem i budowali tam nowe życie. Kiedy dołączyłem do projektu, Ewa i Maks mieszkali w Warszawie, po tym jak pandemia zmusiła ich do powrotu. Ze względów logistycznych przez moment rozważaliśmy zmianę lokacji, ale ostatecznie postanowiliśmy trwać przy pierwotnym planie. Nie chcieliśmy rezygnować z tego wymiaru. Nowy Jork ma dla całej naszej trójki specjalne znaczenie. Niezależnie od siebie wyjechaliśmy tam spełniać marzenia i przeszliśmy swoistą szkołę życia i dorastania, co jest częścią doświadczenia imigracyjnego. Dodatkowo, kanwą opowieści jest dramat rozbitych rodzin z czasów PRL, kiedy rodzice wyjeżdżali do Stanów za chlebem i budowali tam nowe życie. Nie chcieliśmy rezygnować z tego wymiaru. Bardzo jesteśmy ciekawi przyjęcia filmu przez Polonię amerykańską. Mamy nadzieję, że projekcja filmu w tym szczególnym miejscu wywoła emocje u osób, które doświadczyły podobnych przeżyć.

- Jakie macie cele i marzenia?

Ewa Rodart: - Przejście całej drogi tworzenia filmu, od koncepcji, poprzez pisanie scenariusza, reżyserię, produkcję, postprodukcję, aż po promocję festiwalową dało nam ogromnie dużo wiedzy i apetyt na realizowanie własnych projektów. Pracuję nad pełnowymiarowym dokumentem o amerykańskiej malarce abstrakcyjnej Judith Godwin oraz piszę scenariusz filmu fabularnego. Matt rozwija filmy ze wsparciem sztucznej inteligencji, łącząc grę aktorską z nowatorską technologią. Z kolei Maks, który jest równolegle aktorem i muzykiem, obecnie skupia się bardziej na tworzeniu własnej muzyki. Już w najbliższych miesiącach zaczyna koncertować z autorskim materiałem. Wydane przez niego w zeszłym roku single są zapowiedzią solowego debiutanckiego albumu. Jeszcze w 2024 pojawią się nowe piosenki i teledyski.

- Czy marzycie o karierze Hollywood?

Maks Kubiś:- A któż nie marzy? (śmiech) A na poważnie, chcemy robić to co kochamy, i jesteśmy ogromnie wdzięczni, że mamy taką możliwość. Jednocześnie, jesteśmy wyznawcami zasady „sky is the limit”, więc „Hollywood, watch out (Hollywood uważaj)”.

Rozmawiały Agata Drogowska, Marta J. Rawicz

Nasi Partnerzy polecają