Pat Marmo w piwnicy swojego zakładu pogrzebowego Daniel J. Schaefer w Sunset Park na Brooklynie trzyma ponad 20 ciał. Leżą zabalsamowane i owinięte w całuny na specjalnych półkach i noszach i czekają. Kilkanaście kolejnych spoczywa w jego zapasowej kaplicy chłodzonej przez klimatyzatory. Ponad 60 proc. z nich to ofiary koronawirusa. - To ojcowie, matki, babcie. To nie ciała, to ludzie – mówi mężczyzna. Niestety wciąż ich przybywa.
Dwie komórki Pata Marmo i telefony w biurze dzwonią non stop. Podczas każdej rozmowy pracownicy proszą pogrążone w rozpaczy rodziny, by zrobiły co w ich mocy, żeby szpitale przetrzymały ciała ich bliskich jak najdłużej to możliwe. Jego firma nie ma problemów z obsłużeniem 40-60 pochówków naraz. W czwartek rano zgłoszeń było jednak 185. - To jest stan nadzwyczajny – przyznaje Marmo. - Potrzebujemy pomocy – dodaje. Przyznaje, że niemal nie śpi z powodu stresu. Boi się, że zapomni o jakimś małym, ale niezbędnym szczególe, jak usunięcie komuś z palca obrączki przed przekazaniem ciała do krematorium.
Firmy pogrzebowe są między młotem a kowadłem. Z jednej strony naciskane przez szpitale do odbierania zwłok. Z drugiej stopowane przez cmentarze i krematoria, które mają terminy zarezerwowane na tydzień a nawet dwa w przód. Szpitale wykorzystują samochody chłodziarki do składowania ciał. Marmo próbuje załatwić własną. Jedna z firm zażyczyła sobie za wynajem $6000 miesięcznie, inne odmawiają, bo nie chcą by ich auta służyły do przechowywania zwłok. Ma nadzieje, że Environmental Protection Agency zniesie ograniczenia dotyczące godziny pracy krematoriów, co mogłoby znacznie pomóc.
Patrick Kearns, którego rodzina od czterech pokoleń prowadzi zakłady pogrzebowe na Queensie, przyznaje, że branża nigdy wcześniej nie była w podobnej sytuacji. Nawet po 9/11. Ich cztery zakłady w pierwszej połowie marca organizowały 15 pogrzebów, w drugiej połowie już 40. Wszyscy przyznają, że to dziś wyjątkowo smutne uroczystości. Z powodu zakazu zgromadzeń, rodziny nie są wpuszczane na cmentarze. Żegnają bliskich z oddali, niekiedy nawet przez okna samochodów. Bywa, że mistrzowie ceremonii robią zdjęcia podczas pochówku, by potem przekazać je najbliższym zmarłych. Zamiast pocieszenia i wsparcia jest izolacja pogłębiająca rozpacz.
Nie nadążamy chować zmarłych
2020-04-04
12:35
Koszmar. Liczba zgonów z powodu koronawirusa w NYC przekroczyła 1400. Niestety rozpacz bliskich pogłębiają problemy z organizacją pochówku. Dziesiątki owiniętych w całuny ciał dniami zalegają w kostnicach szpitali, samochodach chłodniach i domach pogrzebowych, które nie nadążają chować zmarłych.