Pisarka Ewa Stachniak: Nie czuję się odcięta od Polski

2024-06-09 17:20

Urodziła się we Wrocławiu, ale wyjazd na stypendium w Montrealu związał ją z Kanadą, gdzie od ponad 40 lat żyje i tworzy. Ewa Stachniak (71 l.), polska pisarka z Kanady, autorka książki pod tytułem „Szkoła Luster”, którą niedawno promowała na spotkaniu z Polonią w Nowym Jorku, opowiedziała nam o swojej twórczości.

„Super Express”: - Dlaczego zdecydowałaś się na emigrację za ocean?

Ewa Stachniak: - We wrześniu 1981 r. przyjechałam do Montrealu na stypendium Uniwersytetu McGill. Pracowałam wtedy nad doktoratem na temat twórczości Stefana Themersona, polskiego pisarza, który pisał po angielsku w Anglii, a mnie, na wrocławskiej anglistyce, zafascynował swoją „pozytywną filozofią emigracji” – konsekwencjami życia poza sferą kulturowego komfortu. Trzy miesiące później stan wojenny zmienił mój status na McGill’u – ze stypendystki stałam się doktorantką i już o powrocie nie myślałam.

- Twoja pierwsza powieść to „Konieczne kłamstwa”, wydana w roku 2000. Co było impulsem do jej napisania?

- To powieść o emigracji i powrocie, konfrontacji z pamięcią o przeszłości, o kulturze, w której się wychowaliśmy. Impulsem do pisania były moje rozmowy z kanadyjskimi przyjaciółmi. Polska była wtedy na ustach wszystkich. Pytanie „skąd jesteś?” słyszałam prawie każdego dnia. Odpowiedź, że z Wrocławia nie wystarczała i wtedy zaczynałam opowiadać o niemieckim Breslau i polskim Wrocławiu, o mieście niemieckich ruin i polskich dzieci, które się wśród nich po wojnie wychowywały. Niedługo potem spotkałam Niemkę z Breslau, która opowiedziała mi historię swojej rodziny, dramatyczną historię ucieczki z miasta, do którego w 1948 roku przyjechali moi rodzice na studia. W Montrealu, a później w Toronto ta wrocławska historia rosła i nabierała nowych znaczeń. Stała się powieścią o Polce z Wrocławia i Niemcu z Breslau, którzy spotykają się w Montrealu….

- Co Cię sprowadza do Nowego Jorku?

- Pracuję nad powieścią o Franciszce Szankowskiej, Polce, która przez 60 lat podawała się za Anastazję Romanow, najmłodszą córkę cara Mikołaja II. Franciszka przyjechała do Nowego Jorku z Niemiec w lutym 1928 r. na zaproszenie księżniczki Kseni Grigoryevny Leeds. Po trzech latach wróciła, a właściwie została odprawiona do Niemiec przez swoją byłą już wtedy zwolenniczkę Annie Burr Jennings. Po Nowym Jorku chodziłam śladami Franciszki. W Bostonie, w Bibliotece Houghton na Harvardzie przeglądałam archiwa jej nowojorskiego prawnika Edwarda Fallowsa, który zgromadził olbrzymią kolekcję dokumentów mających udowodnić jej carską tożsamość. Znalazłam tam archiwalne skarby: zapisy rozmów, zeznań świadków, fotografie, notatki, pamflety, listy.

- Twoja najnowsza książka „Szkoła luster” zbiera bardzo pochlebne recenzje. Czy możesz w kilku słowach powiedzieć, skąd pomysł na powieść osadzoną w osiemnastowiecznej Francji?

- Idea przyszła podczas lektury pamiętników Madame du Hausette, pokojówki Madame do Pompadour, której powierzono opiekę nad młodą ciężarną dziewczyną. Ojcem jej dziecka był król Francji, Ludwik XV. Tuż po porodzie dziecko miało być odebrane matce i oddane na wychowanie. Dziewczynie powiedziano, że ojcem dziecka jest polski arystokrata, kuzyn królowej, Marii Leszczyńskiej. Tyle zawierał XVIII-wieczny pamiętnik. Nie wiem co stało się z tą dziewczyną i jej dzieckiem. Wiem, że nie mogłam przestać o niej i jej dziecku myśleć. W mojej powieści dziewczyna ma na imię Veronique, jej córka Marie-Louise, a ich losy rozgrywają się w kuluarach Wersalu i na ulicach rewolucyjnego Paryża.

- W swoich powieściach piszesz głównie o kobietach silnych, nietuzinkowych. Czy jesteś feministką?

- Tak, jestem. Feminizm definiuję jako prawo do równouprawnienia płci – równych szans uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym. Wychowały mnie silne i mądre kobiety i może dlatego zawsze inspirują mnie bohaterki, których głosy nie poddają się wyciszeniu….

- Urodziłaś się we Wrocławiu. Czy to miasto w jakiś sposób determinuje Twoją twórczość i czy odcisnęło pewno piętno na Tobie?

- Wrocław właściwie doceniłam w pełni dopiero w Kanadzie. W Polsce mojego dzieciństwa był miastem trudnym do polubienia. Dorastałam na gruzach Breslau. To były Ziemie Odzyskane, poniemieckie, a prawdziwa Polska zawsze była gdzieś indziej. Każdy skądś tu przyjechał. Gdzieś zostawił dom, groby najbliższych… W moim dzieciństwie dużo było nostalgii, poczucia niepewności, wydziedziczenia. Zazdrościłam dzieciom z Warszawy czy Krakowa ich polskich miast, których nie trzeba było oswajać. W Kanadzie, kraju mojej emigracji, moje wrocławskie dzieciństwo nabrało nowego znaczenia. To Wrocław zainspirował mnie do napisania mojej pierwszej powieści pod tytułem „Konieczne kłamstwa”. Powieść została zauważona i nagrodzona, a ja już wiedziałam, że pisać nie przestanę.

- Od wielu lat mieszkasz w Kanadzie. Jaka jest tamtejsza Polonia?

- Polonia kanadyjska jest szalenie różnorodna, co świadczy o jej witalności. Mam wielu czytelników i czytelniczek wśród polskich Kanadyjczyków, jestem zapraszana na spotkania, promocje. Włączam się w inicjatywy, na których mi szczególnie zależy—jak np. zbieranie funduszy na kursy języka polskiego na Uniwersytecie Torontońskim. Utożsamiam się z Kanadą…wielokulturową, różnorodną, w której nie powinno zabraknąć polskich głosów i polskich doświadczeń.

- Swoje książki piszesz głównie po angielsku. Później są tłumaczone na język polski. Dlaczego? Czy w tym języku myślisz?

- Zaczęłam pisać w Kanadzie, na kanadyjskiej anglistyce. Przyjechałam do Montrealu z wrocławskiej anglistyki, gdzie też pisałam i wykładałam po angielsku. Wszystkie moje powieści zostały przetłumaczone na język polski. Każde tłumaczenie jest autoryzowane. Współpracuje z tłumaczkami, czasami przepisuję całe fragmenty dla polskiego czytelnika, omijam co oczywiste, dodaję, co może umknąć uwadze. Myślę i po angielsku, i po polsku w zależności z kim rozmawiam, co czytam, czego słucham. A czytam i słucham dużo, tak po angielsku, jak i po polsku, książki, programy radiowe, podcasty. Trudno by było te dwa języki rozdzielić… i nie ma powodu…

- Czy myślisz o powrocie do Polski na stałe?

- Kanada jest moim domem, mieszkam tu znacznie dłużej niż kiedykolwiek mieszkałam w Polsce. Nie czuję się odcięta od Polski. Mam tu dostęp do polskich książek, filmów, programów radiowych, mam polskich przyjaciół. To mi wystarcza… Polska z której wyjechałam na szczęście już nie istnieje – ta nowa jest krajem, do którego często jeżdżę, gdzie mam wydawców, czytelników, rodzinę. Każda podróż do Polski jest wspaniała; zawsze jest to inna Polska, której się uczę. Chłonę nowe słowa, wyrażenia, rozmowy, książki. Nie jestem turystką, ale jestem w Polsce gościnią. Patrzę, słucham zapisuję swoje wrażenia. Czekam na kolejną podróż…..

Rozmawiała Ella Wojczak