Na początku tygodnia stanowy rewident Tom DiNapoli (68 l.) ujawnił, że miejska agencja mierzy się z długiem o wartości ponad $40 mld. Przyczyną była przede wszystkim pandemia – podczas jej pierwszych dwóch tygodni natężenie ruchu w metrze spadło aż o 90 proc. Obecnie liczba pasażerów utrzymuje się na poziomie ok. 60 proc. w porównaniu do czasów przedcovidowych. Rewident przyznał, że braki trzeba łatać podwyżką cen biletów.
Już dzień później MTA przekazało, że opłaty za przejazd mogą wzrosnąć aż o 11 proc. do 2026 r. – z $2,75 obecnie do ok. $3,05. Dodatkowe źródła dochodu, w postaci podwyżki opłat za przejazd o 5,5 proc. w 2023 i 2025 r. oraz oszczędności, nie zlikwidują jednak całkiem problemu. Agencja spodziewa się, że w przyszłym roku jej deficyt zwiększy się o $600 mln. – Moglibyśmy zdecydowanie uniknąć podwyżki cen biletów, gdyby pojawił się plan, odpowiedź pochodząca od wszystkich decydentów: Albany, Waszyngtonu, ratusza i innych, która wypełni lukę $600 mln – zaapelował do władz prezes MTA Janno Lieber (61 l.).
Jednym ze sposobów agencji na zminimalizowanie strat finansowych jest... wysyłanie do metra ochroniarzy, a niektórych z bronią w ręku. We wtorek agencja przyznała, że latem wynajęła prywatną firmę, która zapewnia uzbrojony personel na stacji metra Myrtle-Wyckoff. Jak przekazał urzędnik MTA ds. bezpieczeństwa Robert Diehl, dzięki samej obecności strażników przy biletomatach i bramkach agencja zyskuje $100 tys. miesięcznie. Jak szacowano w maju, MTA przez gapowiczów w bieżącym roku może stracić aż $500 mln.
Obecnie ochroniarze, którzy pilnują, by każdy z pasażerów miał bilet, czuwają również na Halsey Street na Brooklynie, a niebawem mają pojawić się także na 12 innych stacjach. Diehl dodał, że głównym zadaniem strażników jest odstraszanie gapowiczów i wandalów, a nie ich aresztowanie.