W czwartek w Lorain, OH, prezydent Joe Biden (80 l.) zapowiedział potężny miliardowy zastrzyk na sprzątanie Wielkich Jezior. Nie chodzi tu jedynie o zanieczyszczenie wody, do którego doprowadził zlokalizowany na brzegach przemysł, a z której korzysta 40 mln ludzi, ale również o zmianę profilu gospodarczego regionu, w skład którego wchodzi osiem stanów USA i dwie prowincje kanadyjskie.
Obiecując inwestycje w oczyszczanie dróg wodnych, prezydent Biden przypominał, że to również inwestycje w miejsca pracy. Powołał się przy tym na ubiegłoroczną notę Marcy Kaptur (76 l.), reprezentantki Ohio w Kongresie o polskich korzeniach, którą wręczyła mu w ubiegłym roku upominając się o Wielkie Jeziora. - One wspierają stworzenie ponad 1,3 miliona miejsc pracy w turystyce, transporcie, magazynowaniu, rolnictwie i rybołówstwie – powiedział prezydent.
Problem degradacji regionu Wielkich Jezior to kwestia, w której Demokraci i Republikanie zawsze się zgadzają. Wspólnie pokrzyżowali nawet plany poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa (76 l.), który chciał odchudzić przygotowaną przez administrację swojego poprzednika Inicjatywę Wielkich Jezior. Wtedy do zmiany zdania namówili go Republikanie z Michigan.
Prace wokół jezior nie polegają jedynie na czyszczeniu wód. Według federalnej Agencji Ochrony Środowiska problemem są gatunki inwazyjne, toksyczne zakwity glonów spowodowane przez nawozy i ścieki oraz degradacja terenów podmokłych i innych siedlisk dzikich zwierząt.
- Prezydent Biden dotrzymuje obietnicy przywrócenia Wielkich Jezior milionom ludzi i tysiącom gatunków dzikich zwierząt - skomentował Collin O'Mara (43 l.), prezes National Wildlife Federation.