Koszty walki z imigracyjnym kryzysem w metropolii szacowane są na miliardy. I właśnie poznaliśmy jedną z przyczyn. Biuro miejskiego rewidenta opublikowało we wtorek raport „Porównanie i przegląd umów dotyczących personelu do obsługi ubiegających się o azyl”. Brad Lander (55 l.) stwierdza w nim w skrócie, że „miasto pozwoliło firmom nastawionym na zysk na skorzystanie z sytuacji kryzysowej".
Urzędnicy dokonali przeglądu czterech różnych umów, w tym zawieranych bez przetargu w ramach systemu zamówień awaryjnych. Odkryli, że personel w różnych schroniskach dla osób ubiegających się o azyl otrzymywał „szalenie różne stawki" za dokładnie te same usługi. Audyt wykazał, że firma SLSCO z Teksasu oferowała o 237 proc. wyższe stawki godzinowe niż kolejna z firm, o nazwie Essey, która przeszła normalny proces przetargowy. Jeszcze inna, DocGo z umową bez przetargu, zarabiała o 146 proc. więcej od Essey. W efekcie stawka godzinowa pracownika ochrony wyniosła $90 w SLSCO i $50 w DocGo. Ośmiogodzinna zmiana kierownika schroniska w Essey kosztowała niespełna $550, w SLSCO aż $1500. Według analizy, niektóre koszty zatrudnienia w pełniącym funkcję schroniska hotelu Row „były około 2,5 razy wyższe w ramach umowy awaryjnej z SLSCO, niż gdyby miasto świadczyło te same usługi z pracownikami miejskimi".
„Agencje miejskie odpowiedzialne za obsługę osób ubiegających się o azyl zawarły te kosztowne kontrakty bez przetargów w tym samym czasie, gdy stoją w obliczu cięć budżetowych i zamrożenia zatrudnienia” - stwierdził rewident w raporcie. „Analiza dotycząca tylko jednej placówki wykazała, że zatrudnienie nowych pracowników miejskich zamiast pracowników dostawcy usług przyniosłoby nawet $50 mln oszczędności w ciągu roku, nawet biorąc pod uwagę koszty świadczeń dodatkowych dla pracowników miejskich. Obecna praktyka jest receptą na marnotrawstwo fiskalne” – stwierdził dalej. Miasto nie odniosło się jeszcze do tych rewelacji.