O warunkach panujących w zarządzanych przez miejską agencję mówi się od dawna. Zaczęło się od skandalu z zakłamywaniem i fałszowaniem wyników obowiązkowych inspekcji dotyczących obecności toksycznych farb z ołowiem na ścianach apartamentów. Po serii przypadków w szpitalach, gdzie lekarze przyjęli dzieci, które miały we krwi niebezpiecznie wysoki poziom ołowiu, rozpoczęto dochodzenie. Skończyło się n tym, że władze przyznały się do fałszowania raportów. Okazało się również, że stan miejskich mieszkań woła o pomstę do nieba.
Niezależne od NYCHA inspekcje wykazały, że w apartamentach panuje skandaliczna wilgoć, pleni się robactwo i nie działa ogrzewanie, o braku ciepłej wody nie wspominając… Konsekwencje tego są okrutne, bowiem odbijają się dotkliwie na zdrowiu lokatorów, którzy, mimo skarg nie mogą doczekać się napraw. Tak było w przypadku ojca Joanny Henandez, który trafił w ciężkim stanie do szpitala. – Na ścianach całego mieszkania był grzyb. Było zimno. Ojciec spał pod kilkoma kołdrami i kocami. W końcu zachorował. Trafił do szpitala z ciężkim zapaleniem płuc. Zapadł w śpiączkę, walcząc z chorobą – mówi kobieta o stanie ojca Francisco Hernandeza przebywającego obecnie w Lioncoln Hospital.
Miasto naraża lokatorów na śmierć!
Skandal wokół bulwersujących zaniedbań nowojorskich władz w apartamentach zarządzanych przez miejską agencję New York City Housing Authority (NYCHA) nie tylko jest daleki od zażegnania, ale pogłębia się. Według najnowszych doniesień, ignorancja miejskich inspektorów naraża życie lokatorów na śmiertelne zagrożenie. Tak twierdzi rodzina starszego mężczyzny, który z ciężkimi powikłaniami zdrowotnymi jakich nabawił się żyjąc w skandalicznych warunkach, trafił do szpitala, zapadł w śpiączkę i o mało nie umarł.