Zarządy Marilla, Wales, Holland i Grand Island spotkały się w ubiegłym tygodniu, by omówić wystąpienie miast z hrabstwa Erie, w granicach którego do tej pory funkcjonują do hrabstw Wyoming i Niagara. Powód był polityczny, finansowy i pandemiczny.
- Zarząd hrabstwa Erie kieruje więcej swoich zasobów do Buffalo i jego bliskich przedmieść kosztem mniejszych miast - twierdził Earl Gingerich Jr. z Marilla, główny autor pomysłu secesji, dorzucając do skarg kwestię covidowych obostrzeń, których w hrabstwach Wyoming i Niagara nie ma. Administratorzy miejscowości mają za złe władzom stanowym narzucanie przymusu noszenia masek, a zwłaszcza ograniczania dostępu do restauracji. To ich główne źródło utrzymania.
Mark C. Poloncarz (56 l.), nadzorca hrabstwa Erie, uważa atak za bezzasadny, przytaczając przykład wspólnie dzielonego podatku od sprzedaży. - Hrabstwo Erie zawsze działa lepiej, gdy pracujemy razem, a moja administracja zawsze będzie pracować nad znalezieniem sposobów na zjednoczenie naszej społeczności - powiedział.
Tym bardziej, że secesja jest skomplikowana. W każdej gminie, która zgłasza taką chęć petycję w sprawie zmian administracyjnych musiałoby podpisać 20 proc. wyborców. Potem wyborcy musieliby przyjąć ją w głosowaniu, a wynik głosowania musiałyby zatwierdzić rady obu hrabstw - tego, z którego gmina występuje i tego, do którego chce przystać.
Tłem dla kłótni o obostrzenia jest tymczasem… gwałtowny spadek liczby nowych zachorowań na koronawirusa w NY. Według danych miejskiego Departamentu Zdrowia i Higieny Psychicznej 1 lutego zanotowano w NYC tylko 1969 nowych infekcji. Ich liczba spadła w ciągu dwóch tygodni o ok. 82. proc.
Nic dziwnego, że służby miejskie wstają na nogi. MTA, która jeszcze w styczniu raportowała ok. 20 proc. pracowników na kwarantannie, w niedzielę potwierdziła, że tylko 15 jej pracowników nie może przystąpić do pracy z powodu zakażenia COVID-19.