79. rocznica Powstania Warszawskiego

Mali powstańcy - najmłodsi bohaterowie Powstania Warszawskiego 1944

2023-09-04 9:34

Mały powstaniec nie wyglądał jak chłopiec z pomnika Jerzego Jarnuszkiewicza. Nie nosił za dużego hełmu, bo w zsuwającym się na oczy nie mógłby celnie rzucać w czołgi butelkami z benzyną. W buciorach do kolan nastoletni powstaniec nie mógłby się wspinać, przedzierać, przeciskać przez szczeliny, podziemne labirynty podpiwniczeń, aby przenosić rozkazy i meldunki. Miał raczej pepegi lub dziecięce trzewiki. Karabin? - od strzelania byli starsi

Spis treści

  1. Nigdy nie policzono małych powstańców
  2. Dzieci trzymać z daleka od broni
  3. Niczym w ulicznej grze
  4. Najmłodsi, najdzielniejsi

Prawdziwy, żywy mały powstaniec, młodszy nastolatek, był od zadań nie mniej ważnych niż strzelanie. Mali żołnierze powstania ginęli ramię w ramię z dorosłymi powstańcami. 

Operacje powstańcze, w których rola dzieci - nieoczekiwana i zdumiewająca - przenoszących informacje i z ukrycia oceniających uzbrojenie wroga była kluczowa.

Posłuszni, zwinni, sprytni chłopcy, zawsze gotowi wykonać najtrudniejszy rozkaz. Brawurowo odważni, bo nie zdający sobie sprawy, że śmierć jest tak blisko. Będący ulubionym celem niemieckich snajperów.

Bohaterskie dziewczynki – sanitariuszki, podpora kuchni polowych, budownicze barykad.   Operacje medyczne, przeprowadzane w ruinach szpitali, w ocalałych mieszkaniach oraz piwnicach, gdzie dziewczynki  z powstańczymi opaskami na chudych ramionach zmagały się z krwią. Zwinnymi paluszkami małych dłoni przygotowywały szarpie (bandaże rwane po skosie ze spranego płótna), zwijały tampony, cięły paski do podwiązywania ran. Najmłodszą sanitariuszką powstania była 8-letnia Maria Róża Goździewska „Różyczka”, pomagająca w szpitalu powstańczym w piwnicy domu przy Moniuszki 11. Różyczka Goździewska przeżyła wojnę. Ukończyła Politechnikę Śląską. W 1958 wyemigrowała do Francji, gdzie wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Zmarła 29 października 1989 roku.

Nigdy nie policzono małych powstańców

Nigdy ich nie policzono, nie oszacowano nawet ile warszawskich dzieci zginęło z meldunkiem czy butelką z benzyną w ręku, ile naziści zabili potem w niezliczonych egzekucjach, mszcząc się za powstanie. Dzieci, które ledwo odrosły od ziemi, przerażone, głodne, ze śmiercią rodziców w wylęknionych oczach. Zgodnie z rozkazem Himmlera, niewalcząca część ludności, w tym dzieci, miała być zabijana. Dzieciaki z ulic, podwórek-studni, wystrzępionych pięter zburzonych kamienic, prowadzono do zaduchu piwnic wypełnionych ludźmi. Przytulone czy wrzucone w ciemnię zobojętnienia na cierpienie, zwykle wkrótce ginęły. Po ewakuacji powstańców, wobec rozpaczy ukrywających się, np. na Starówce, zostawały bez opieki. Na Starym Mieście powstańcy porzucili, wymknąwszy się kanałami do Śródmieścia i na Żoliborz, blisko 60 tysięcy cywilów. Niemcy zamknęli ich w kotle i wymordowali, łącznie z małymi dziećmi.

Powstańczym łepkiem było się do lat 14. Piętnastolatek był już powstańczą młodzieżą. Na początku powstania nastolatków jeszcze oszczędzano, odsyłając do domu. Potem, w miarę jak ubywało ludzi a przybywało osieroconych karabinów, szesnasto i siedemnastolatkowie z Szarych Szeregów szturmowali niemieckie stanowiska na równi z dorosłymi żołnierzami. Dzieci w wieku nieprzyzwoicie wręcz niebojowym zostawały w powstaniu łącznikami. Godzina zero oderwała warszawskich łobuziaków od zabaw w Żydów i Niemców, Indian i kowbojów. Zaczynała się dla nich śmiertelna zabawa w wojnę.

Nastoletni chłopcy i dziewczyny uciekali z domów żeby walczyć, mimo surowych zakazów rodziców grzmiących rozsądnie „to szaleństwo!!!”. Dowódcy batalionów rekrutowali niedorostków, mimo że gołym okiem było widać, że ci dodawali sobie lat. Zostawali łącznikami, sanitariuszkami, gońcami. Aprowizacja, pomoc w szpitalach, przenoszenie poczty, rozpowszechnianie powstańczej prasy, zrazu podnoszącej na duchu, a pod koniec zrywu bez litości ganiącej cywilne „szczury” nie chcące wyjść z piwnic by umierać na barykadach. Nawet 6 tys. przesyłek dziennie przenosiły „mrówki” w dziecięcych trzewikach. Chłopcy od kolportażu dumnie pozowali do fotografii z bronią starszych kolegów. Dzieci...

Dzieci trzymać z daleka od broni

Dzieci poniżej 14 lat walczyły co najmniej w połowie powstańczych formacji, chociaż z tą praktyką kłóciły się początkowe wytyczne dla operacji powstańczej, ustalone kilka lat przed godziną zero. Naczelnik Szarych Szeregów, Florian Marciniak, zgodził się z Fieldorfem „Nilem”, że Zawiszacy (14-16 lat) zajmą się w trakcie antyniemieckiego zrywu kolportażem, wywiadem, łącznością itp. Oraz że się ich będzie trzymać z daleka od broni. Rzeczywistość wymknęła się jednak tej zasadzie. Do walki rwali się chłopcy bez zarostu i całkiem jeszcze płaskie dziewczynki. 13-latki z praskiego internatu dla dziewcząt prowadzonego przez Irenę Łukomską „Dziembowską” ciągnęło najpierw do konspiracji, a potem do powstania. Zwykle zostawały sanitariuszkami, bo roznoszeniem poczty po piekielnie niebezpiecznej walczącej stolicy zajmowały się ich młodsze koleżanki. Co do małych powstańców – żołnierzy, walczących z prawdziwą bronią, 12-letni „Mirek”, o którym wspominał Kazimierz Leski „Bradl”, dowodzący batalionem Miłosz, nie był wyjątkiem. W pewnym momencie to była norma. Dowódcy nie mieli wyjścia, w ich oddziałach walczyli się ze zdobyczną bronią wszyscy od małego łebka do pięćdziesięciolatka.

Zobacz również: Powstanie Warszawskie w kolorze. Te zdjęcia przenoszą w inną rzeczywistość

Dzieciaki uciekały rodzicom i wspólnie z kolegami z podwórka przyłączały się do powstańczych jednostek. Przepustką dziewięcioletniego „Pestki” do zgrupowania „Chrobry II” były słowa o niewiele starszych walczących braciach, którzy są dla niego wzorem. Wszyscy, on potem także, zginęli w powstaniu, realizując wzorzec powstańczej śmierci: brawury tłumiącej strach zderzonej z kulą.

Jeden ze słynniejszych dziecięcych powstańców, 12-letni strzelec kapral Witek Modelski „Warszawiak”, odznaczony w powstaniu Krzyżem Walecznych, przyszedł do batalionu Parasol z własną bronią i przekonał dowódcę, że rodzice zginęli pod gruzami, jest sam na świecie i chce być żołnierzem. Trochę nazmyślał, bo matka, Jadwiga Modelska, szukała go desperacko przez Czerwony Krzyż. Znalazła powstańczą mogiłkę syna, najmłodszego podoficera powstania, na Górnym Czerniakowie. Usypano ją naprędce 20 września 1944 roku.

Niczym w ulicznej grze

Na niemieckie czołgi ruszały z butelkami z benzyną głównie dzieci 13-14 letnie, podczas gdy w oddziałach dyspozycyjnych Kedywu szaleli w dużej mierze nie więcej niż 16-letni egzekutorzy bez mrugnięcia „zdejmujący” (zabijający) przeciwników niczym w ulicznej grze. Jeszcze nie tak dawno rywalizowali ze sobą na mistrzowskie kapsle, a teraz na odznaczenia bojowe. Oddziały małych „butelkarzy” smażyły żywcem wrogów uwięzionych w czołgach. Józef Roman Rybicki, ówczesny szef warszawskiego Kedywu, był jednym z nielicznych, którzy patrząc na niedorostków zabijających ot tak wzdragał się i pytał: „czy aby powstanie nie wyhoduje Polsce zwyrodnialców?”.

Nieletni strzelcy, mali łącznicy i zwiadowcy powstania byli nadzwyczajnie dzielni. Nie zadawali niepotrzebnych pytań, a sama możliwość wykonywania rozkazów – stawania się częścią brutalnego wojennego świata, co zapewniało podziw i szacunek - wprowadzała ich w stan euforii. Łączniczka „Klara” i inni najmłodsi powstańcy, nie wierzyli, że mogą zginąć. 

Obok 50 tys. żołnierzy zbrojnej konspiracji, którzy stawili się do walki na wieść o wybuchu powstania, dowódców powstańczych oddziałów oblegli nastolatkowie. Część spośród nich miała jako takie pojęcie o walce, dzięki przeszkoleniu wojskowemu w Szarych Szeregach. Wspomniany wcześniej współtwórca Szarych Szeregów, instruktor harcerstwa Florian Marciniak wprowadził w tajnej organizacji zasadę „wychowania przez walkę”. Niestety nie dożył Powstania Warszawskiego, ginął w niemieckim obozie koncentracyjnym Gross-Rosen 20 lutego 1944 roku.

Czytaj także: Sławomir Koper „Miłość w Powstaniu Warszawskim". Jak kochało się w czasie wojny?

Najmłodsi, najdzielniejsi

Ale jedenastolatkowie składający przysięgę żołnierza AK mieli dostać szkołę dopiero na powstańczej ulicy, pośród chaosu walki, wybuchów granatów i świstu kul. W najcięższych dniach powstania, wobec znacznych strat w ludziach, na barykady, do służby liniowej, z bronią w ręku, wyjątkowo posyłano nawet 12-letnie dzieci. Bojowe zasługi w ciągu kilku dni robiły z tych smarkaczy starszych strzelców, kaprali, plutonowych, sierżantów, podporuczników… To były błyskawiczne awanse przed śmiercią. Młokosy zdobywały w powstaniu Krzyże Virtuti Militari (trzy przypadki), Krzyże Walecznych i Krzyże Zasługi z Mieczami. Potem te odznaczenia zdarte z zakrwawionych harcerskich mundurków trafiały do matek – z informacją, że ich syn, zanim dorósł, „zginął na polu chwały”. Zgodnie ze świadectwem Kazimierza Brandysa, świetnym zwiadowcą był wyrostek „Orzeł Biały”, 11-letni Wojtek Zaleski. Zanim zginął 21 sierpnia, ten mały spryciarz wyprowadził swoją grupę szturmową z ciężkiego oblężenia.

Za najmłodszego żołnierza powstania warszawskiego (o byciu nim decyduje złożenie przysięgi) uważa się zwykle Andrzeja Szwajkerta ps. „Jędruś”, który zginął 29 września 1944 r. w wieku 10 lat. Pochowano go pod murem Powązek.

Po kapitulacji powstania 2 października 1944 r. do niemieckiej niewoli trafiło 1100 nieletnich żołnierzy, w tym kawalerowie Virtuti Militari. Wielu najmłodszych jeńców - 600 powstańców obu płci w wieku 12-18 lat – umieszczono w obozie Lamsdorf. 14-letni strzelec Tadeusz Górski „Góral” został tam zastrzelony za próbę podniesienia kapusty, 15-letni strzelec Jan Walczak „Józek” umarł z głodu. Dwóch 15-latków z powstania, „Krowę” i „Wojtka”, zabili Rosjanie, ostrzeliwując kolumnę jeniecką. Niewolę przeżył 11-letni strzelec „Myszka”, którego z obozu wydostała matka. W domu, gdzieś u krewnych, bo ich warszawskie mieszkanie już nie istniało, za powstanie dostał w skórę.

SuperHistoria z SuperExpressem - info o dofinansowaniu

i

Autor: Radosław Ślusarczyk
SG super historia logotypy

i

Autor: SE
Nasi Partnerzy polecają