Ręcznych szufli i ciężkiego sprzętu używają ratownicy, który kolejny dzień przeszukują gruzowisko, jakie powstało po zawaleniu się jednego ze skrzydeł Champlain Towers - 12-piętrowego budynku mieszkalnego w Surfside pod Miami. Do tej pory z gruzów wydobyto 11 ciał, które udało się zidentyfikować. Ostatnie z nich należą do Franka Kleimana (+50 l.), Michaela Davida Altmana (+50 l.) i Marcusa Josepha Guara (+52 l.).
Wśród 152 zaginionych znajduje się prawdopodobnie ciało Lindy March (58 l.), urodzonej na Brooklynie prawniczki, która wyprowadziła się do Surfside, żeby zacząć - jak mówi jej przyjaciółka - nowe życie. To ona poinformowała media, że March, która w feralnym budynku wynajęła penthouse, wyprowadziła się na Florydę z powodu rosnącej przestępczości w Upper West Side, gdzie ostatnio mieszkała. - Czuła, że życie na Florydzie będzie lepsze. To miał być nowy początek - stwierdziła Rochelle Laufer (58 l.) w rozmowie z „Miami Herald”. W gruzach spoczywają też prawdopodobnie dwaj bracia, Brad i Gary Cohen - lekarze z Nowego Jorku. Pierwszy wyprowadził się na Florydę z Long Island, drugi przyjechał go odwiedzić. Ich ciał do tej pory nie znaleziono.
Akcja poszukiwawcza jest wyjątkowo ciężka. Według specjalisty od katastrof budowlanych, inżyniera Donalda O. Dusenberry’ego, cytowanego przez „New York Times”, budynek stracił oparcie na samym dole, a to sprawiło, że kolejne pietra poskładały się w płaskie warstwy. Z jego zdaniem zgadzają się również inni specjaliści, wskazując, ze przyczyną katastrofy mogły być pękające kolumny w podziemnym garażu, które powinny utrzymywać konstrukcję. Taki sposób zawalenia się budynku zmniejsza szansę na przeżycie.
Jednak władze Miami-Dade zapewniają, że akcja trwać będzie do skutku. - Będziemy pracować bez przerwy, aby wyczerpać każdą możliwą opcję w naszych poszukiwaniach – powiedziała w poniedziałek burmistrz Miami-Dade Daniella Levine Cava (66 l.).