Amerykanie chcą dać prace pielęgniarkom. Nie tylko z Polski. Rekruterzy szukają ich też na anglojęzycznych Filipinach, czy na Jamajce. Szkoły w USA wypuszczają co roku zbyt mało wykwalifikowanego personelu medycznego, by zaspokoić zapotrzebowanie szpitali. A te po dwóch pandemicznych latach nie mają wystarczającej liczby pracowników. Część w wyniku wypalenia zawodowego odeszła na emeryturę, część zdecydowała się po prostu rzucić pracę.
Ratunkiem ma być właśnie zatrudnianie pielęgniarek z zagranicy. Zwłaszcza że Stany mają w tym roku dwukrotnie więcej Zielonych Kart niż zwykle. To dlatego, że w czasie pandemii amerykańskie konsulaty nie wydawały wiz krewnym obywateli amerykańskich. Zgodnie z prawem ta rezerwa trafia do puli Zielonych Kart, przyznawanych wykwalifikowanym pracownikom potrzebnych Stanom specjalności.
- Zapotrzebowanie na zagraniczne pielęgniarki wzrosło od początku pandemii trzy, czterokrotnie - uważa Sinead Carbery (51 l.), prezes Nurse Staffing Solutions w AMN Healthcare. - Liczba pielęgniarek, które można sprowadzić do Stanów Zjednoczonych, nawet z dodatkowymi zielonymi kartami, nie wystarczy, aby zaspokoić ten popyt – zaznacza jednak.
Administratorzy szpitali twierdzą, że w USA zwyczajnie nie ma wystarczającej liczby wykwalifikowanych pielęgniarek. Zdają sobie jednak sprawę, że ich ściągnięcie zza granicy może wymagać zmian w prawie.
Czy to oznacza, że już w tym roku polskie pielęgniarki posługujące się angielskim będą miały szansę na wyjazd do pracy w USA? Niekoniecznie. - Większość Zielonych Kart trafia do fachowców, którzy już przebywają w USA - zwraca uwagę Greg Siskind, prawnik specjalizujący się w prawie imigracyjnym.