Sędzia Sądu Najwyższego na Manhattanie, Arthur Engoron orzekając w sprawie cywilnej wniesionej przez nowojorską prokurator generalną Letitię James (65 l.), stwierdził, że zarzuty, że Donald Trump i jego firma oszukiwali banki czy ubezpieczycieli, znacznie zawyżając wartość swoich aktywów i wyolbrzymiając swoją wartość netto w dokumentach wykorzystywanych przy zawieraniu transakcji i zabezpieczaniu pożyczek, są zasadne. Uznał też, że argumenty byłego prezydenta i jego prawników są „pozbawione podstaw prawnych i faktycznych”.
Engoron nakazał unieważnienie niektórych licencji biznesowych Trumpa, utrudniając lub uniemożliwiając mu prowadzenie działalności gospodarczej w Nowym Jorku. W 35-stronicowym orzeczeniu postanowił utrzymać też niezależnego monitora nadzorującego operacje Trump Organization, ale także datę startu procesu cywilnego wyznaczoną na 2 października. Prokuratura domaga się w nim zakazu prowadzenia działalności w Nowym Jorku, ale też $250 mln kary.
Zarówno były prezydent, jak i jego prawnicy zapowiedzieli już apelację od orzeczenia. Donald Trump nie był w stanie ukryć, że było ono dla niego szokujące. Świadczy o tym seria oświadczeń opublikowanych w mediach społecznościowych, gdzie m.in. nazwał decyzję „nieamerykańską", określając ją jako część trwającego spisku, który ma zaszkodzić jego kampanii mającej na celu powrót do Białego Domu oraz „bardzo smutny dzień dla systemu sprawiedliwości stanu Nowy Jork".
- „Nic takiego nigdy wcześniej nie wydarzyło się w naszym kraju. Moje prawa obywatelskie zostały naruszone, a sąd apelacyjny, czy to federalny, czy stanowy, musi zmienić tę okropną, nieamerykańską decyzję. Jeśli mogą to zrobić mi, mogą to zrobić Wam!" - dodał Trump, podkreślając, że orzeczenie zapadło „bez ławy przysięgłych i bez procesu”.
