Zacarias Moussaoui został aresztowany w sierpniu 2001 roku, jeszcze przed atakami Al-Kaidy. Podejrzenia władz wzbudziły jego starania o zaawansowane szkolenie lotnicze. W czasie śledztwa twierdził, że miał porwać piąty samolot i polecieć nim do Białego Domu, z czego później się wycofał. Śledzczy twierdzili, że po przesłuchaniach szydził z ofiar i ich rodzin.
Moussaoui faktycznie przyznał się do postawionych mu zarzutów, więc proces w 2006 roku miał po prostu ustalić, czy jego wyrok będzie karą dożywocia czy śmierci.
Ława przysięgłych niemal jednogłośnie uznała go za kwalifikującego się do egzekucji, ale jeden z 12 przysięgłych głosował za dożywociem. To wystarczyło, by uchronić Moussaoui od celi śmierci. Obecnie odsiaduje dożywocie w Kolorado.
Ten wyrok nie był przypadkowy. Rąbka tajemnicy uchyla Ed MacMahon, jeden z wyznaczonych przez sąd obrońców Moussaouiego.
- Jedyną realną strategią obrony było poinformowanie ławy przysięgłych, że Moussaoui upiększa swoją rolę w Al-Kaidzie i że stracenie go przyniesie mu tylko męczeństwo, którego pragnął - wspomina po 20 latach prawnik.