Pan Wojtek z synem Piotrem

i

Autor: archiwum prywatne Po incydencie w szkole w Clark pan Wojtek musiał zapisać syna do innej szkoły

Incydent w polskiej szkole w Clark

2018-10-22 21:29

Polską Szkołą Dokształcającą Polskiej Fundacji Kulturalnej w Clark w New Jersey w ubiegłym roku wstrząsnął konflikt między dyrekcją a zarządem fundacji. Wydawało się, że po przeprowadzonej reformie do placówki wrócił spokój. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z nowych porządków. Nasz rodak, Wojciech Misiewicz, zarzuca nowej dyrektor skandaliczne zachowanie wobec jego syna, który w tym roku miał rozpocząć naukę w maturalnej klasie. Przytaczamy jego opowieść. Dyrekcja szkoły ani zarząd fundacji nie chciały udzielić komentarza w tej sprawie, odsyłając do reprezentującej je kancelarii Lindabury, McCormick, Estabrook & Cooper. Ta, mimo kilkukrotnych próśb o komentarz, milczy.

– Mój szesnastoletni syn Piotr chodzi do Polskiej Szkoły Dokształcającej Polskiej Fundacji Kulturalnej w Clark już od 12 lat. Ma tam koleżanki i kolegów i bardzo lubi się tam uczyć. W tym roku też planowałem go tam zapisać do ostatniej maturalnej klasy. Nie zrobiłem tego wiosną, gdyż miałem kłopoty finansowe, ale zamierzałem to uczynić zaraz przy okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. W piątek 14 września, po południu, zawiozłem syna na pierwsze zajęcia i jak się okazało później – niestety jego ostatnie. Piotr jeszcze przed zajęciami skontaktował się z panią dyrektor Małgorzatą Baranowską, podczas gdy ja siedziałem w aucie na parkingu przed szkołą. Syn zadzwonił do mnie i powiedział, że widział się z panią dyrektor, która zapowiedziała, że porozmawia z nim nieco później.

Około godz. 9.30 pm syn siedział na lekcji języka polskiego, do klasy nagle weszła pani Baranowska i wyprosiła go z klasy mówiąc, że skoro nie jest uczniem, nie ma prawa być na zajęciach i nie może przebywać na terenie szkoły. Jego ponowna prośba o zapisanie do szkoły została zignorowana i odrzucona. Syn został poproszony o wyjście ze szkoły, a obecność policjanta dodała tylko prestiżu temu rozkazowi. Syn zadzwonił do mnie z płaczem, że pani dyrektor wyrzuciła go na bruk. Nikt z dyrekcji nie zadzwonił do mnie, żeby poinformować mnie o sprawie, nie przetrzymali też syna na terenie szkoły, bym mógł go odebrać.

Chciałbym tylko wspomnieć, że my jako rodzina należymy i wspieramy finansowo Polską Fundację Kulturalną w Clark od wielu lat, a jako jej członkowie mamy pełne prawo przebywać na terenie szkoły – instytucji, która jest jej własnością. Niestety, nie wygląda na to, by ostatnie, chyba dość rewolucyjne zmiany w Polskiej Szkole Dokształcającej, dobrze służyły Polonii w Ameryce, a zwłaszcza nowej generacji, która nadal jeszcze chce utrzymać więź z językiem i kulturą polską.

– opowiedział Wojciech Misiewcz.

O całej sprawie powiadomił policję. Jego syn chodzi obecnie do klasy maturalnej w Akademii Jana Pawła II w South Amboy. Jak poinformował później pan Misiewicz, po incydencie z udziałem jego syna, 13 uczniów z jego klasy zrezygnowało ze szkoły w Clark i przeniosło się do placówki w South Amboy.