Oskarżony niedawno o spiskowanie przeciwko państwu i próbę obalenia wyników wyborów Donald Trump przestraszył prokuraturę swoim wpisem na portalu Truth. - „Idziecie po mnie, ja przyjdę po was!” - napisał. Jeszcze tego samego dnia oskarżający go z ramienia DOJ specjalny prokurator Jack Smith złożył w sądzie wniosek o objęcie byłego prezydenta i jego otoczenia nakazem ochronnym. Dotyczyć ma on dowodów i informacji, które Trump i jego zespół prawny mogliby udostępniać publicznie, m.in. w mediach społecznościowych.
Prokuratura w swoim wniosku podkreśliła wagę takiego kroku, przypominając, że były prezydent publikował w sieci informacje o „świadkach, sędziach, adwokatach i innych osobach związanych ze sprawami prawnymi toczącymi się przeciwko niemu". Zapewnili, że zespół prawny Trumpa otrzyma znaczną ilość dowodów, „z których wiele zawiera poufne i wrażliwe informacje”, twierdząc, że gdyby Trump zaczął publikować stenogramy z posiedzeń wielkiej ławy przysięgłych lub inne dowody, mogłoby to mieć „szkodliwy wpływ paraliżujący świadków” lub „negatywnie wpłynąć na sprawiedliwe wymierzanie sprawiedliwości w tej sprawie".
Rzecznik Trumpa przekazał w przesłanym e-mailem oświadczeniu, że post byłego prezydenta „jest elementem mowy politycznej" i został napisany w odpowiedzi na działania nieuczciwych grup interesów. Do wniosku, do którego prawnicy Trumpa mieli ustosunkować się do 5 pm w poniedziałek, odniósł się też sam były prezydent. - „Nie, nie powinienem mieć nałożonego na mnie nakazu ochronnego, ponieważ naruszałoby to moje prawo wolności słowa. Jednak obłąkany Jack Smith i Departament Niesprawiedliwości powinni, ponieważ nielegalnie "przeciekają" dookoła!” - napisał na platformie Truth, zarzucając śledczym puszczanie w obieg rozmaitych informacji.