Burza tropikalna Henri przyniosła w niedzielę rano nad północno-zachodnie wybrzeże USA silne wiatry i ulewne deszcze, które pozostawiły szeroki pas zniszczeń od New Jersey i Nowego Jorku po Massachusetts. Choć siła Henriego spadła, wiatr nadal w porywach osiągał prędkość 75 mil na godzinę.
Miliony mieszkańców Long Island i południowej Nowej Anglii przygotowywały się na możliwość powodzi, przedłużających się przerw w dostawie prądu czy zniszczeń powodowanych przez przewrócone drzewa.
W jednym z ostatnich wystąpień jako gubernator Andrew Cuomo (64 l.) ogłosił stan wyjątkowy dla Nowego Jorku. Jak stwierdził, zagrożenie na Long Island jest mniejsze, natomiast władze obawiają się powodzi w dolinie rzeki Hudson i w północnej części stanu.
- Problem stanowią opady w Catskills - powiedział. - W Dolinie Hudson woda spływa ze wzgórz i zamienia strumienie w szalejącą rzekę. Widziałem małe miasteczka na tych górzystych terenach zdewastowane przez deszcz. To wciąż bardzo realna możliwość.
Cuomo przypomniał także o możliwości przerw w dostawach prądu, ale przy okazji dopiekł energetykom. - Nie płacimy firmom energetycznym za gotowość do dostarczania energii w słoneczne dni. Płacimy im za utrzymanie zasilania, gdy jest ciężko, i za szybkie naprawy po burzy - powiedział
Władze wezwały wczasowiczów do dobrowolnej ewakuacji. W sobotę promy przewoziły setki turystów m.in. z Fire Island. Z ewakuacji zrezygnowano jednak na wschodnim krańcu Long Island.
- Mamy jeden pas do wyjazdu z Hamptons, więc trochę trudno jest zarządzić ewakuację - powiedział burmistrz East Hampton Jerry Larsen. - Więc większość ludzi schroni się na miejscu i, jeśli Bóg da, wszyscy przejdą przez to bez problemów.
W samej metropolii już w sobotę Henri zmusił do przerwania od dawna zapowiadanego koncertu gwiazd na Great Meadow w Central Parku. Ulewny deszcz zalał metro i część ulic na Brooklynie. Kierowców z zalanych samochodów musieli wyciągać strażacy.