Celina Urbankowski z mamą

i

Autor: Archiwum prywatne

Dzień Matki nie dla wszystkich był radosny. U niej obudził bolesne wspomnienia

2019-05-27 20:57

W maju Polonia celebruje Dzień Matki podwójnie. Po amerykańsku – 12 maja i „po polsku” – w niedzielę 26 maja. Dla naszej rodaczki Celiny Urbankowski, przewodniczącej Polish American Congress North Jersey Division (prezes KPA na NJ) to radosne święto wiąże się z bolesnymi wspomnieniami. Przypomina o śmierci jej ukochanej mamy, która zginęła 9 maja 1987 r. w katastrofie samolotu Ił-62M SP-LBG Tadeusz Kościuszko Polskich Linii Lotniczych LOT na trasie Warszawa – Nowy Jork. 

– Mimo że minęło już tyle lat, 9 maja 1987 r. pamiętam, jakby to było wczoraj. Miał to być najmilszy dzień, gdyż oczekiwałam kolejnej wizyty z Polski mojej kochanej mamy Heleny Rutkowskiej. Dwa lata wcześniej urodził się mój pierwszy syn Daniel i bardzo chciałam, żeby mogła go zobaczyć. Przygotowania były tym bardziej wyjątkowe, że za chwilę był Dzień Matki – wspomina pani Celina. Pamięta, że tego dnia rano poszła do Polskiej Sobotniej Szkoły im. św. Stanisława Kostki w Wallington, której była wówczas dyrektorką. Tuż przy wejściu spotkała jedną z nauczycielek, która powiedziała jej o katastrofie polskiego samolotu. Pani Celina zamarła z przerażenia i osunęła się na ziemię. Zdołała jej jedynie powiedzieć, że jeżeli to był samolot do Nowego Jorku, to tam była jej mama...

– Wszystko, co nastąpiło potem, było dla mnie niewyobrażalnym koszmarem. Płacz przeplatany z zupełnym otępieniem i bezradnością. W TV ciągle pokazywali miejsce katastrofy, palący się wrak samolotu rozbity na części, który runął w lesie Kabackim – wspomina pani Celina.

Po południu linie lotnicze LOT poinformowały, że w katastrofie zginęli wszyscy, w tym jej mama. – Miałam 29 lat, pięć lat wcześniej zmarł nagle mój tata. Zostałam w tym momencie zupełną sierotą – mówi ze smutkiem. Chwilę potem musiała lecieć do Warszawy w celu identyfikacji zwłok. To był koszmar. Czekały tam na nią zdjęcia formatu A1 z fragmentami ludzkich ciał. Ręce bez dłoni, nagie ciała bez głów, urwane stopy itd. Rodziny, które przybyły na identyfikację, były w totalnym szoku. 

– Po pięciu minutach zaczęłam wymiotować. Był to autentyczny horror, którego ani wcześniej, ani później nie widziałam w najgorszym filmie. W kolejnych dwóch tygodniach wydano zaplombowaną trumnę ze zwłokami. Mama została pochowana na cmentarzu św. Rocha w Białymstoku, miała 69 lat – wspomina nasza rodaczka. Jak mówi, był to trzeci lot jej mamy do Ameryki. – Ostatni raz widziałam ją na trzy lata przed jej śmiercią, w 1984 r. Polsce. Pamiętam, że kiedy żegnałam się z nią na lotnisku ogarnął mnie straszliwy, niemal histeryczny płacz, tak jakbym wiedziała, że jej już nigdy nie zobaczę. Często o niej myślę i choć minęło już tyle lat, to wciąż bardzo za nią tęsknię, czas nigdy nie uleczy tej rany – kończy ze smutkiem pani Celina.