Były prezydent ma trzy dni na przekonanie do siebie niezdecydowanych wyborców z Iowa, którzy w poniedziałek wskazywać będą swoich faworytów w wyścigu o partyjne nominacje. I w sobotę ponownie pojawi się w tym stanie. Według sondaży, nie musi się martwić. Zgodnie z ostatnim badaniem dla „Wall Street Journal”, chce na niego zagłosować 51 proc. republikańskich wyborców. Gubernator Florydy Ron DeSantis (46 l.) może liczyć na 19 proc., a była ambasador USA przy ONZ Nikki Haley (52 l.) 16 proc., choć oboje dwoili się i troili odbywając w minionym tygodniu ponad setkę spotkań w Iowa.
Donald Trump kampanię godzić musiał z wizytami w sądzie, m.in. w Waszyngtonie, DC, gdzie oskarżony jest o ingerencję w wybory w 2020 r. W czwartek z kolei pojawił się na ostatnim posiedzeniu sądu, który do 31 stycznia zdecydować ma o losach jego imperium w procesie cywilnym wytoczonym prze Prokurator Generalną Nowego Jorku Letitie James (57 l.). Ku zaskoczeniu wszystkich sędzia Sądu Najwyższego na Manhattanie Arthur Engoron zezwolił mu na wystąpienie.
- Jestem niewinnym człowiekiem. Nie zrobiłem nic złego i myślę, że oni powinni mi zapłacić za to co przeszedłem - zaprotestował na wstępie Trump. Stwierdził, że jest prześladowany przez kogoś ubiegającego się o urząd, po czym dokonał własnego podsumowania procesu. - To nie jest oszustwo konsumenckie. To, co się tutaj wydarzyło, to oszustwo wobec mnie – powiedział. Przekonywał, że twierdzenia o zawyżaniu wartości majątku są nieprawdziwe, a pokrzywdzonych brak, bo banki zyskały na robieniu interesów z Trump Organization.
Prokuratura jest jednak innego zdania i domaga się ukarania imperium Trumpa zakazem prowadzenia biznesów w NY i karą $370 mln.