Kiedy Roosevelt Island Operating Corporation przysłała umowę najmu do organizacji non-profit Wildlife Freedom Foundation, jej szefowa, Rossana Ceruzzi była oszołomiona. Nie tylko samą umową, ale kwotą czynszu, jaka na niej widniała. Zarządca terenu zażyczył sobie opłaty w wysokości 400 dolarów za tereny, na których WFF postawiła domki dla kotów i stworzyła ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt. To tu trafiają porzucone przez ludzi zwierzęta. Tu również leczy się m.in. duże ptaki, które uległy wypadkom na ruchliwych nowojorskich wodach.
- WFF nieustannie pracuje na wyspie, aby ratować, usuwać, przenosić, kontrolować porzucone zwierzęta domowe i dzikie bez żadnych kosztów dla RIOC - mówi Rossana Ceruzzi w rozmowie z New York Post, który pierwszy ujawnił sprawę.
Fundacja nie musiała płacić za zajmowane, niewielkie zresztą skrawki Southpoint Park, Octagon, Pony Field i Lighthouse Park na wyspie. Jej działalność opłacała się wszystkim. Teraz, po 10 latach jej podopiecznym grozi eksmisja.
RIOC nie zaproponował nawet negocjacji umowy. Fundacja ma zapłacić w ciągu 30 dni, albo zdemontować swoje kocie domki i inne urządzenia.
W sprawie kotów interweniowali nawet ramię w ramię reprezentantka wyspy w stanowym parlamencie Rebecca Seawright i jej republikański przeciwnik Louis Puliafito.
- Rozumiem, że RIOC może być zobowiązany do pobierania opłat za korzystanie z takiej przestrzeni zgodnie z wytycznymi stanu, pandemia nie jest odpowiednim czasem na zawieranie takiej umowy - uważa Seawright.
Puliafito natomiast twierdzi, że czynsz to odwet na Ceruzzi za udział w protestach przeciwko wycinaniu drzew w Southpoint Park w ramach projektu odbudowy falochronu.