Ponowne przeliczanie stało się modą w USA. Teraz o ponowne przeliczenie ankiet Cenzusu wystąpił gubernator NY, Andrew Cuomo (64 l.). Ekspert spisowy oszacował bowiem w poniedziałek, że gdyby tylko 89 osób więcej złożyło swoje ankiety w Nowym Jorku, stan mógłby utrzymać 27 miejsc w Izbie Reprezentantów.
- To może być drobny błąd w liczeniu - stwierdził gubernator, zapowiadając, że wystąpi do prokuratora generalnego NY, Letitii James (63 l.) o zbadanie prawnych podstaw pozwu.
O swoje miejsca w Kongresie nie martwi się natomiast Minnesota. Jej cenzusowy wynik był raptem o 26 ankiet wyższy, niż ten z 2010 roku. To wystarczyło, by stan zdobył dodatkowe miejsce w Kongresie. Właśnie to, które utracił Nowy Jork. Ale Minnesota ma już wprawę w takich manewrach. Po spisie z 2010 roku zdobyła dodatkowe miejsce po Karolinie Północnej, której zabrakło głosów.
Czy Nowy Jork zdoła odzyskać swoją pozycję na Kapitolu? Konsultantka Terri Ann Lowenthal, była doradczyni kongresu i dyrektor sztabu podkomisji ds. kontroli spisu ludności w Izbie Reprezentantów w latach 1987–1994, powiedziała, że historia sugeruje, że szanse Nowego Jorku na odzyskanie 27. Dystryktu Kongresowego są bardzo niskie.
Ale dla Nowego Jorku efekt niskiej frekwencji w spisie to nie tylko strata miejsca w parlamencie. To również utrata konkretnych pieniędzy z federalnego budżetu. Nowy Jork dostaje z puli w wysokości 1,5 biliona dolarów 7000 tys. dolarów dotacji na każde gospodarstwo domowe liczące dwie lub więcej osób.