Bez prawa do wyboru prezydenta USA czy gubernatora stanu, ale z prawem do głosowania na burmistrza, radnych, prezydentów dzielnic, głównego rewidenta miasta i rzecznika interesu publicznego - tak ma wyglądać nowojorskie prawo wyborcze dla mieszkających w NYC posiadaczy zielonej karty lub pozwolenia na pracę. Większość radnych miasta w czwartek zamierza poprzeć odpowiednią ustawę. Ale przeciwnicy już zapowiadają swoją kontrę.
- To obniża wartość obywatelstwa, a obywatelstwo jest tym wyznacznikiem, według którego konstytucja stanowa zezwala na głosowanie w wyborach w stanie Nowy Jork na wszystkich poziomach - stwierdził lider mniejszości w radzie miasta, Joseph Borelli (39 l.), dodając, że jeżeli prawo zostanie uchwalone, zostanie też zaskarżone w sądzie. Batalię sądową przeciwko lokalnym prawom wyborczym dla osób bez amerykańskiego obywatelstwa zapowiedział już Vito Fosella (56 l.), republikański prezydent-elekt Staten Island.
Obawy o to, czy miejska ustawa przetrwa przed sądem ma burmistrz Bill de Blasio (60 l.), choć zapowiedział, że jeżeli przejdzie przez radę miasta - on ją podpisze. Prawo federalne przyznaje stanom i władzom lokalnym prawo decyzji kto może głosować w wyborach lokalnych, jednak, również on zastanawia się, czy prawo miasta do ustanawiania własnych praw wyborczych nie musi być wcześniej przyznane przez parlament stanowy.
Obecnie w USA nie-obywatele mają prawo wyborcze jedynie 11 miastach Marylandu i dwóch w Vermont. Jeżeli w NYC nowe prawo przejdzie bez przeszkód, imigranci mogliby głosować pierwszy raz w 2023 r.