„Super Express”: - Nominację na Marszałka Głównego Parady Pułaskiego dostałeś na urodziny...
Marcin Luc: - Tak się to wszystko zabawnie poskładało. O tym, że moje nazwisko zaczęło się przewijać jako nazwisko potencjalnego kandydata, dowiedziałem się zaraz po tegorocznej paradzie. Potem wszystko poszło jak lawina. Zebranie Komitetu odbyło się 2-3 tygodnie po paradzie i wtedy ta wiadomość stała się oficjalna. I to było dla mnie zaskoczenie.
Nie ukrywam, myślałem o tym już wcześniej. Kiedy w 2019 roku wybrano mnie marszałkiem Greenpointu, pomyślałem, że bardzo fajnie byłoby kiedyś poprowadzić całą paradę. Ale myślałem, że to będzie możliwe dopiero za jakieś 5-10 lat, a nie tak szybko. No i była to bardzo miła niespodzianka, szczególnie, że decyzja zapadła tuż przed moimi czterdziestymi urodzinami.
- No to okazja w sam raz.
- Dokładnie, te urodziny to taka przełomowa data, moja mama mówi „zmiana kodu” (śmiech). No i z jednej strony było zaskoczenie, a z drugiej jakaś taka satysfakcja, bo taka rzecz zdarza się raz w życiu. To wielki zaszczyt i już nie mogę się doczekać jak będzie wyglądał mój przyszły rok, choć zdaję sobie sprawę, że to przede wszystkim dużo pracy. Rozmawiałem już z kolegami, którzy tę funkcję pełnili wcześniej. Wiem, że to będzie bardzo trudny rok - sporo podróży i spotkań z ludźmi. Ale wiem też, że to inspirujące.
No i mamy trochę nowych pomysłów. Spróbujemy przygotować na paradę kilka rzeczy, o których na razie jeszcze nie chcę mówić, bo są dopiero w fazie planowania. Wiadomo – na pewno zrobię wszystko, żeby parada wyglądała jak najlepiej, żeby wszystko było piękne, białe i czerwone, i szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać. Na razie na 20 stycznia szykuje się oficjalne szarfowanie w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku i ta data została już potwierdzona. Potem przyjdzie czas na organizację i przygotowania, czyli dużo pracy.
- Mówisz o nowych rzeczach. Czy dotychczasowa formuła parady już się trochę przeżyła?
- Czy się przeżyła? Hm, kiedy w 2001 r. przyjechałem do Stanów i poszedłem na swoją pierwszą w życiu paradę jako widz, byłem dosłownie przyklejony do barierki. Nie wiedziałem jak to wygląda. W Polsce widywałem tylko migawki w Teleekspressie. Na żywo to było niesamowite przeżycie. Zobaczyłem tysiące ludzi maszerujących Piątą Avenue w biało-czerwonych barwach. To było dla mnie coś nowego, wspaniałego - zobaczyć, że Polonia potrafi zrobić wielką manifestację tego skąd pochodzimy i kim jesteśmy, w samym sercu Manhattanu. Przyznam się, że przeżyłem pozytywny szok. To było coś tak wielkiego i wspaniałego. Wtedy, 20 lat temu w życiu bym nie pomyślał, że przyjdzie mi w niej maszerować.
- A nawet stanąć na czele...
- Tak. To są bardzo pozytywne emocje. Nie tylko moje, ale i mojej rodziny. Moja żona i dzieci są bardzo szczęśliwe i dumne z tego wyróżnienia. Byli ze mną na zebraniu komitetu i tam się dosłownie popłakali ze szczęścia. Teraz zobaczymy co takiego będę w stanie wprowadzić do parady od siebie. Pomysły są, ale nie chcę mówić dziś o czymś co za 10 miesięcy może nie wypalić. Jedno, co mogę zdradzić, to przymiarki do organizacji drugiego koncertu w Central Parku. Taki koncert odbył się raz, kilka lat temu i bardzo możliwe, że zrobimy to jeszcze raz. Zaczęliśmy już nad tym pracować z Grześkiem Frycem z Gram-X Promotions, ale kto przyjedzie, kto wystąpi na koncercie - jeszcze na razie nie wiemy. Trwają wstępne rozmowy. Pozostałych pomysłów nie zdradzę.
- Widzowie po tegorocznej paradzie twierdzili, że była mniejsza, było mniej floatów. Zainteresowanie wśród Polonii spada?
- To prawda, floatów było mniej, ale z drugiej strony pojawiło się dużo ludzi i dużo kontyngentów. Może, ze względu na pandemię, nie aż tak dużo, jak w poprzednich latach. Wielu ludzi zrezygnowało z uczestnictwa ze względu na to. Ale mam nadzieję, że do przyszłego października sytuacja się unormuje i wrócimy do normalności, a sama parada wróci do czasów świetności.
- A może obecna Polonia potrzebuje nowych form reprezentacji? Napływ Polaków do USA mocno zmalał.
- To prawda, nie ma już takiego napływu nowych imigrantów jak wcześniej, ale jest następne pokolenie, które tutaj wyrasta. Jestem członkiem Pulaski Association of Business and Professional Men i zauważyłem, że w ostatnich dwóch latach przyjmujemy coraz częściej dużo młodych ludzi, którzy wyszli z polskiego środowiska. To nie tylko ludzie, którzy przyjechali z Polski i zaczęli tu prowadzić biznes, ale też nowe pokolenie amerykańskiej Polonii. Prowadzą swoje biznesy, inwestycje, osiągają wysokie pozycje w korporacjach i jest ich coraz więcej. Myślę że to znakomity balans dla mniejszej imigracji.
Polonia w USA jest wielka. Część jej dzieci wyrasta już w amerykańskiej kulturze, ale część wciąż jest wychowywana w polskich wartościach i miło widzieć, że pojawiają się młodzi ludzie, którzy chcą ciągnąć ten polonijny wózek.