Rozmowa przed szarfowaniem

Arek Bagiński, tegoroczny Wielki Marszałek Parady Pułaskiego: „Wiem, że czeka mnie dużo pracy”

2025-01-16 20:32

Arkadiusz „Eric” Bagiński, tegoroczny Wielki Marszałek Parady Pułaskiego, od 30 lat z sukcesem działa w branży budowlanej i jest doskonale znany Polonii z New Jersey. Tuż przed jego oficjalnym szarfowaniem – zaplanowanym na wieczór 16 stycznia w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku – podejrzeliśmy jego najnowsze przedsięwzięcie: The Grand Banquet Halls w Totowa, NJ. W olbrzymim budynku z salami przyjęć na prawie 3000 osób opowiedział nam o swojej drodze do sukcesu i nowej zaszczytnej roli.

- Eric Bagiński, amerykański biznesmen, działacz polonijny, Wielki Marszałek Parady Pułaskiego… Co Pan czuł kiedy zgodził się pan przyjąć tę funkcję?

- Z Paradą Pułaskiego związany jestem od 20 lat i w tym roku będzie mijać moja 20. rocznica na stanowisku prezydenta kontyngentu Parady Pułaskiego przy Kościele Różańca Świętego w Passaic w New Jersey. Z naszym kościołem uczestniczę więc w Paradzie od 20 lat. Od kilku lat miałem propozycje, ciągle ktoś się mnie o to pytał i w końcu poczułem, że jestem gotowy, żeby zostać Wielkim Marszałkiem na rok 2025.

- Skąd pan pochodzi z Polski? Kiedy Pan tutaj przyjechał i jak to się stało, że Pan tak pięknie rozwinął się biznesowo tutaj w Ameryce?

- Pochodzę z Zambrowa na Podlasiu. Kiedyś to było województwo łomżyńskie, a teraz jest podlaskie. Do Ameryki przyjechałem w 1990 roku. W latach 90. w Polsce było różnie z pracą, a ja akurat skończyłem technikum mechaniczne i niedługo miałem pójść do wojska. Jakie to wojsko w tamtych czasach „pierestrojki” było, to wiemy, tak więc postanowiłem tu przyjechać. Przyjechałem i rozpocząłem od pracy na dachach i dlatego firma, zajmująca się robieniem i naprawą dachów jest najstarszą z kilku firm, które teraz posiadam. Po 15 latach otworzyłem firmę metalową, a w międzyczasie kupowałem budynki i przerabiałem, albo budowałem od nowa, żeby mogły służyć pod wynajem. Także od lat 90. tutaj walczę.

- Od samego początku Pańskiego pobytu w Ameryce angażował się Pan w sprawy polonijne - działalność w swojej parafii, klubach sportowych. Proszę o tym opowiedzieć.

- Wszyscy znamy Wojtka Ziębowicza i to on mnie w to bardziej zaangażował. Zapraszał na imprezy sportowe, pytał nie raz o pomoc, a to z koszulkami, a to z piłkami… Tak się to właśnie odbywało i zawsze, jak ktoś pytał mnie o pomoc, to starałem się pomóc.

- Jak odbiera Pan naszą Polonię w Ameryce? Jacy jesteśmy?

- Przede wszystkim jest nas coraz mniej. Lata wielkiego napływu Polaków do USA z lat 80. i 90. mamy już za sobą. Dużo nas zostało, ale na pewno nie ma już wielkich skupisk Polonii, takich jakie kiedyś były w Passaic, Wallington czy w innych miejscach New Jersey czy Nowego Jorku. Polonia się porozchodziła, rozprzestrzeniła i żyje wymieszana z innymi grupami etnicznymi. Na pewno Polonia dzisiejsza jest bardziej wykształcona, bardziej widoczna i inaczej jest odbierana przez inne narodowości żyjące w Ameryce. Myślę, że Polonia dzisiejsza jest dużo lepiej traktowana…

- Pan może być przykładem takiej kariery jak z amerykańskiego snu. Przyjeżdża Pan sobie z Polski do obcego kraju i swoją pracą, zdolnościami i uporem w krótkim czasie osiąga pan sukces niwelując różnice wielopokoleniowego dorabiania się emigrantów w Ameryce. A może też i mocna wiara w Boga była w tym pomocna?

- Pewnie tak, bo jestem katolikiem i wiarę swoją wyniosłem z domu rodzinnego. Wiara pomaga w spełnieniu wielu rzeczy. Dużo zawdzięczamy też ludziom, z którymi razem pracujemy i współpracujemy. Zaczęliśmy od budowy Arco Construction i minie w tym roku 35 lat istnienia. Dużo chłopaków, którzy zaczęli ze mną, dalej jest ze mną i samodzielnie prowadzą różne oddziały w firmie. Współpracując, mogliśmy rosnąć i później, jak otworzyliśmy Fairfield Metal LLC też, stosując podobny system, mogliśmy rosnąć. W Arco Construction otworzyliśmy sekcję budowlaną, zajmującą się budową od podstaw nowych budynków i uważam, że jeżeli osobiście odniosłem jakiś sukces, to zawdzięczam to ludziom, którzy są wokół mnie.

- Ci ludzie to Polacy?

- Tak. Cały management biurowy to Polacy.

- Czyli nieprawda, że „Polak z Polakiem nie jest w stanie nic zrobić”?

- Myślę, że Polak z Polakiem może się dogadać, tylko musi chcieć i musi to umieć. Na pewno na początku jako młody chłopak, bo miałem 25 lat jak otworzyłem firmę, nie byłem dostatecznie dojrzały, żeby się z wszystkimi umieć dogadać, ale czas mijał, firma zaczęła rosnąć, ludzie na wszystkich szczeblach firmy zarabiają, mogą utrzymać rodziny, kupić domy, doceniają swoje miejsce pracy, to wtedy można się dogadać. Ludzie muszą mieć motywację i widzieć efekty i sens w swojej pracy. W tej chwili jesteśmy zżyci, jak rodzina i mam od nich potężną pomoc. Jutro będę mianowany na Wielkiego Marszałka i w przygotowaniach do tej uroczystości pomagali mi w tworzeniu harmonogramów, ustalaniu listy. Jedzenie na jutrzejszą uroczystość jest przygotowane w tej tutaj restauracji i pomaga mi w tym mój partner Dariusz. Tacy są nasi ludzie. Razem pracujemy, razem rośniemy i razem idziemy do przodu.

- Odczuwa Pan tremę przed szarfowaniem?

- Dobre pytanie, dzisiaj w pracy kilka osób mnie o to spytało, a ja im odpowiedziałem „do tej pory nie odczuwałem, ale teraz jak mnie spytałeś to odczuwam”. Prawdopodobnie większość ludzi, którzy będą na szarfowaniu, znam osobiście - tak więc czy będzie trema? Na pewno będzie. To jest wielkie wyróżnienie, olbrzymi zaszczyt bycia Wielkim Marszałkiem i wiem, że czeka mnie dużo pracy, żeby to poprowadzić, żeby zdobyć sponsorów, żeby tegoroczna Parada była jak najlepsza, jak też i wszystkie poprzedzające je wydarzenia i imprezy, które składające się na proces przygotowania do Parady. Szarfowanie to początek. Potem uroczystości w poszczególnych kontyngentach, Wielki Bal, stworzenie księgi balu… Jeżeli czuję tremę, to nie wynika ona prawdopodobnie ze stresu, tylko raczej z poczucia odpowiedzialności.

- Fakt. Bycie Wielkim Marszałkiem to nie tylko honor, wyróżnienie i przyjemności, ale też bardzo dużo obowiązków...

- Tak, wiem już, że czeka mnie co najmniej 51 wydarzeń związanych z szarfowaniem marszałków poszczególnych kontyngentów w parafiach i w różnych miejscach. I ja się zobowiązuję, że chce być na wszystkich, choć będzie to trudne, bo niekiedy zdarza się szarfowanie w trzech miejscach w jednym dniu, co słyszałem od poprzednich marszałków. Na pewno jednak będę się starał być na większości z nich i spędzić z ludźmi, jak najwięcej czasu. To są spotkania z Polonią i wierzę, że jak będę się z Polonią spotykał i robił to, co do Wielkiego Marszałka należy, to Polonia będzie mnie na Piątek Alei witać i pójdzie za mną i będzie mnie we wszystkim wspomagać.

- Ciężko się szuka sponsorów?

- Dwóch już mam i tutaj przede mną leżą ich biznesowe karty. To dwie firmy, które prowadzę i jak co roku wesprzemy Paradę Pułaskiego. I będę szukał innych. Będę osobiście sponsorował i liczę na tradycyjnych sponsorów Parady, takich jak Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytowa i firmy, które mi wcześniej pomagały i pewnie teraz też pomogą.

- A czy rodzina będzie Panu pomagała w pełnieniu obowiązków marszałka?

- Tak, liczę na tę pomoc. Mam syna, córkę i żonę. Żona już jest zachwycona, że na każde szarfowanie i prezentację będzie mogła sobie kupić nową sukienkę. To tak żartem i na to nie będę szukał sponsorów. Oprócz mojej rodziny, pomoc obiecał też ksiądz Stefan z mojej parafii.

- Pańska żona jest Polką?

- Żona jest Włoszką już tutaj urodzoną. Jej mama także urodziła się tutaj. Dziadkowie mojej żony pochodzą z Sycylii i w czerwcu tego roku moja żona pojedzie pierwszy raz do Włoch. Nigdy tam wcześniej nie była. Ja już byłem we Włoszech parę razy. Pewnie więcej niż dziesięć, ale żona jedzie tam pierwszy raz.

- Bardzo intensywny czas przed Panem. Oprócz funkcji marszałka i biznesów w Ameryce prowadzi Pan także biznes w Polsce?

- Mój bratanek prowadzi w Polsce firmę Arco Supply i sprzedaje materiały budowlane. Dwa lata temu kupiłem ziemię, wybudowałem dom w Polsce, po to, żeby tam jeździć i wspierać mojego bratanka w biznesie.

- Czyli nie obciął Pan kontaktów z Polską, ale raczej wzmacnia je Pan?

- Pięć lat temu, jak pojechałem do Polski i zobaczyłem, jaka jest piękna i jak pięknie się rozwija, to zapragnąłem poświęcić jej część moich inwestycji i część mojego serca. Zajęło mi rok, żeby wynegocjować kupno ziemi. Kupiliśmy ziemię, na której powstało polskie Arco i niedaleko zaczęliśmy budować dom i skończyliśmy budowę dwa lata temu.

- Jaki wpływ na Pana postrzeganie Polski ma skomplikowana i dość burzliwa polska scena polityczna?

- Jako przyszły Wielki Marszałek Parady Pułaskiego staram się być bardzo neutralny i apolityczny. I na tematy polityczne wolałbym się nie wypowiadać.

- Rozumiem i bardzo dziękuję za rozmowę. Powodzenia w sprawowaniu funkcji Wielkiego Marszałka Parady Pułaskiego. Wszystkiego najlepszego.

Rozmawiał Teodor Lisowski