Pierwszy od 50 lat strajk związku International Longshoremen's Association (ILA), który zrzesza niemal 50 tys. dokerów we wtorek po północy sparaliżował działalność portów Wschodniego Wybrzeża i Wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Strajkujący wstrzymali pracę, walcząc o zagwarantowanie lepszych warunków pracy w ramach nowego kontraktu. Poprzedni wygasł 30 września. Jednym z ich postulatów były podwyżki wynagrodzeń.
Reprezentujące porty i firmy żeglugowe U.S, Maritime Alliance oferowało związkowcom stopniowe podwyżki, które miały sięgnąć 50 proc. obecnych wynagrodzeń w ciągu sześciu lat. ILA domagało się wzrostu o 77 proc. We wtorek prezydent USA Joe Biden wezwał negocjatorów ze strony zarządów portów do złożenia uczciwej oferty, przypominając o pracy dokerów w czasie pandemii i o tym, że firmy żeglugowe odniosły w ostatnich latach „rekordowe zyski”. Pomogło.
Jak podają Associated Press i ABC News, strony w czwartek 3 października zgodziły się na 62 proc. podwyżki w ciągu sześciu lat. Oznacza to stopniowy wzrost stawki godzinowej z obecnych 39 dol. do 63 dol. za sześć lat. Wieczorem ILA poinformowało o osiągnięciu porozumienia. - „Ze skutkiem natychmiastowym wszystkie akcje zostaną wstrzymane, a wszystkie prace objęte umową ramową zostaną wznowione” – czytamy w wydanym komunikacie. Według nieoficjalnych informacji strony dały sobie czas do 15 stycznia 2025 r. na rozmowy dotyczące drugiego z postulatów, czyli ograniczeń w wykorzystywaniu zautomatyzowanych maszyn, które odbierają pracę ludziom.
Zawarcie porozumienia skomentował prezydent USA. - „Pochwalam Międzynarodowe Stowarzyszenie Longshoremen's Association i United States Maritime Alliance za współpracę w celu ponownego otwarcia portów Wschodniego Wybrzeża i Zatoki oraz zapewnienia dostępności krytycznych dostaw na potrzeby odbudowy po huraganie Helene. Negocjacje zbiorowe działają” – napisał w serwisie X Joe Biden.
Widmo długotrwałego strajku zdążyło już porządnie przestraszyć Amerykanów. Eksperci alarmowali, że nawet kilkutygodniowy przestój mógłby doprowadzić do problemów z dostępnością towarów i wzrostów cen. Być może dlatego w niektórych miejscach USA ze sklepowych półek nagle zaczął znikać... papier toaletowy.