Z sierpniowego badania Pew Research wynika, że 55 proc. Afroamerykanów uważa, że pozostałość po niewolnictwie wpływa na dzisiejsze społeczeństwo. Tego samego zdania jest 28 proc. wszystkich Amerykanów.
W środę w ratuszu w Oakland zebrała się pierwsza w całym kraju grupa zadaniowa ds. reparacji za niewolnictwo. Przez następne pół roku rada będzie pracować nad raportem, w którym przedstawi zalecenia legislaturze. Grupa ma za zadanie ustalić, kto powinien kwalifikować się do uzyskania reparacji oraz ile powinna wynosić rekompensata pieniężna dla potomków niewolników, a także osób, którzy zostali ofiarami innych form dyskryminacji przez kolor skóry.
– To dług, który się nam należy, pracowaliśmy za darmo – powiedział przedsiębiorca Max Fennell (35 l.), jeden z 60 osób uczestniczących w środowym spotkaniu. Jak stwierdził, każda osoba, której należą się reparacje, powinna otrzymać 350 tys. dol., natomiast firmy, których właścicielami są Afroamerykanie – 250 tys. dol.
W tym tygodniu także Rada Miejska Bostonu przegłosowała utworzenie podobnej grupy zadaniowej, o co walczą również niektórzy nowojorscy ustawodawcy. W Nowym Jorku w przeszłości pojawiały się już propozycje utworzenia panelu w sprawie reparacji, jednak nie przeszły przez Senat.
– Ten kraj jest zbudowany na plecach zniewolonych ludzi – powiedziała w rozmowie z „New York Post” członkini Zgromadzenia Stanowego Taylor Darling, która wraz z Michaelle Solages i innymi politykami chce, by gubernator Kathy Hochul (64 l.) rozpatrzyła poprawiony projekt ustawy w sprawie reparacji przed zatwierdzeniem budżetu stanowego w nowym roku.
Inicjatywę popiera również Eric Adams (62 l.). – Musimy skupić się na niektórych korporacjach i firmach, których fundamenty bogactwa zbudowano przez niewolnictwo – stwierdził burmistrz NYC.
Pojawiły się również głosy krytyki. – To nic innego jak finansowanie przez polityków rozdawnictwa, aby kupić więcej głosów dla demokratów – powiedział cytowany przez dziennik stanowy senator George Borrello (55 l.).