Władze Chicago i Chicago Police Department nie pogodziły się z brakiem konsekwencji wobec 36-letniego aktora, który naraził miasto na niepotrzebną pracę i gigantyczne koszty. We wtorek reprezentujący ich adwokaci stawili się przed sądem federalnym w Chicago na przesłuchaniu dotyczącym pozwu przeciwko Smollettowi. Włodarze Chicago żądają od niego zwrotu 130 tys. dol., które zostały wypłacone detektywom i funkcjonariuszom chicagowskiej policji za nadgodziny podczas śledztwa ws. domniemanego ataku.
Aktor nie stawił się w chicagowskim sądzie. Jeśli sędzia zdecyduje o kontynuowaniu postępowania, prawnicy aktora będą chcieli spotkać się z władzami miasta. Decyzja w sprawie kontynuowania lub umorzenia sprawy ma zapaść 22 października. To jednak nie koniec. W piątek wytypowany zostanie specjalny prokurator, który ponownie zbada sprawę aktora i zdecyduje, czy jednak nie postawić mu zarzutów w tej sprawie.
Przypomnijmy: do incydentu doszło 29 stycznia. Smollett twierdził, że został napadnięty w nocy na ulicy w Chicago przez dwóch białych zwolenników Trumpa. Mężczyźni mieli go zwyzywać, pobić, wylać na niego wybielacz i owinąć mu wokół szyi sznur. Aresztowani w tej sprawie Nigeryjczycy okazali się być statystami w serialu, w którym gra aktor. Smollett usłyszał 16 zarzutów, m.in. składania fałszywych zeznań, ale zostały one wycofane. Aktor został ukarany grzywną w wysokości 10 tys. dol.