Stan Wojenny

i

Autor: J. Żołnierkiewicz/wikimedia commons

40 rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Dlaczego wprowadzono stan wojenny w Polsce

2022-01-31 13:30

Mija 40 rocznica wprowadzenia stanu wojennego przez prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. W niedzielę, 13 grudnia 1981 r. było zimno i ślisko. Ale dla działaczy „Solidarności”, którzy od świtu, unikając patroli ukrywali związkową dokumentację, był to dzień gorący - grunt palił się im pod nogami. Wielu ryzykowało internowanie, bo zamiast się ukryć kursowali z paczkami papierów po miastach i miasteczkach. Ludzie chętnie brali je na przechowanie. Temat krótkich rozmów był jeden: wejdą czy nie wejdą. Wszyscy bali się wkroczenia Rosjan. Bo z polskim wojskiem na ulicach da się jakoś żyć. Nie minęły trzy dni, i już było wiadomo. Strzelają do nas. Zabili górników w „Wujku”.

40 rocznica wprowadzenia stanu wojennego

13 grudnia Polacy obudzili się w innym świecie. Na ulice wjechały czołgi i transportery opancerzone. Generał Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny w Polsce. Żołnierze grzali się przy koksownikach, z karabinami gotowymi do strzału, wypatrując tych, którzy nie zdążyli przed godziną milicyjną. Ograniczono swobodę poruszania się po Polsce, a paszporty straciły ważność. Wprowadzono godzinę milicyjną, cenzurę przesyłek pocztowych i kontrolę rozmów telefonicznych. Po wykręceniu numeru w słuchawce rozlegał się głos „rozmowa kontrolowana”. Listy miały stemple „ocenzurowano”. Niektóre słowa, jak „solidarność”, Wałęsa, a nawet „wolność” stały się zakazane. A tak niedawno mieliśmy wielkie marzenia.

Podczas gdańskiego zjazdu w grudniu 1981 r. Komisja Krajowa Solidarności rozważała utworzenie antykomunistycznego rządu tymczasowego. Padały też postulaty przeprowadzenia pierwszych demokratycznych wyborów do Sejmu. Tymczasem władze od ponad roku nosiły się z zamiarem stłumienia wolnościowego ruchu. Ponaglał je Związek Radziecki. „A więc wojna” – zdecydowali towarzysze. – Uderzyć tak, żeby zgarnąć jak najwięcej „ekstremistów”. Niedziela, 13 grudnia, była datą idealną. W dwóch miejscach równolegle obradowali działacze Solidarności (Komisja Krajowa w Gdańsku) i wspierający ich intelektualiści (Kongres Kultury Polskiej w Warszawie, w którym brał udział m.in. Andrzej Wajda, Krzysztof Penderecki, Aleksandra Śląska, Andrzej Szczypiorski, Władysław Hasior, Gustaw Holoubek i Władysław Bartoszewski). Władza miała na widelcu większość tych, których chciała aresztować.

Dodatek w formacie PDF do ściągnięcia w języku polskim znajdzie tutaj:

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Ranek bez „Teleranka”

Ci, którzy prężnie działali w Solidarności między wrześniem 1980 a grudniem 1981 r., o stanie wojennym przeważnie dowiadywali się podczas aresztowania „celem internowania w miejscu odosobnienia”, wyrwani ze snu. Tych, którzy 13 grudnia spali do południa, brak „Teleranka”, emitowanego o 9.00, siłą rzeczy nie mógł zaskoczyć. Ale brak „Koncertu życzeń” już tak. Przeważnie o tym, że coś jest nie tak alarmowały rodziców dzieci czekające na swój poranny program. Bo zamiast niego w telewizji pokazali „pana w mundurze”. Pana generała, którego nazwisko miało posłużyć za inspirację założycielom podziemnego pisma satyrycznego „Jaruzela”. Na razie jednak nikomu nie było do śmiechu. Pierwszym odruchem tych, którzy mieli telefony, było podniesienie słuchawki, żeby wykręcić numer i rzucić z przejęciem: „Oglądasz telewizję?!”. Ale telefony milczały, co uświadamiało większości Polaków, że dzieje się coś groźnego, co wywoływało strach i niepewność jutra.

Czytaj również: Stan wojenny. To była słuszna decyzja. 

Obywatelki i obywatele

Cisza w słuchawce, generał na ekranie, dzieci, które bez zwykłego niedzielnego „kukuryku” nie mogły się na dobre obudzić. Prawdziwy strach jednak doszedł tego poranka do głosu, kiedy zdezorientowani wsłuchali się w komunikat. „Obywatelki i obywatele”, a w dalszej części przemówienia także „bracia i siostry”, i wreszcie „rodacy”, dowiedzieli się ze zdumieniem, że w ojczyźnie, która znalazła się nad przepaścią, milionowe fortuny zbijają rekiny podziemia gospodarczego, chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski, a agresywność „ekstremistów” dążących do całkowitego rozbioru socjalistycznej polskiej państwowości narasta. Generał Jaruzelski kłamał, że przywódcy Solidarności planowali konfrontację z rządem, mówił, że awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki. „Będziemy konsekwentnie oczyszczać polskie życie ze zła – bez względu na to, gdzie się ono rodzi” – straszył. Wzrok miał zmęczony od nocnych narad. Okulary tego nie ukryły. Wkrótce założył ciemne, dzięki którym zyskał przydomek Spawacz.

Zobacz również: Niezwykły widok na grobie prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego 

Przemówienie generała Wojciecha Jaruzelskiego 

Pod koniec przemówienia generał odwołał się do dumy narodowej. Mówił: „Pragniemy Polski wielkiej swym dorobkiem, kulturą, formami życia społecznego, pozycją w Europie”. I dodawał dowcipnie: „Jedyną drogą do tego celu jest socjalizm”. I dalej: „36-milionowy kraj w sercu Europy nie może pozostawać w nieskończoność w upokarzającej roli petenta”. Za trzy dni mieli zginąć górnicy w kopalni Wujek, ale z ekranu czarno-białego telewizora płynęło zapewnienie, że „nie popłynie ani jedna kropla polskiej krwi”. Jaruzelski, z wojskowym sztandarem w tle, mówił i mówił, sztywny jakby połknął karabin. Na koniec zapewniał, obiecywał i apelował o zrozumienie. Ale tej części przemówienia nikt już raczej nie słuchał. Wystarczyła pierwsza część generalskiego spiczu, żeby co bardziej zaangażowani patriotycznie Polacy ruszyli sprzed telewizora: dowiedzieć się kogo zgarnęli, kogo ścigają, ostrzec, zawiadomić, ukryć, schować, przekazać. Na drugim programie TVP była „kasza”. Ze sklepów kasza zniknęła w poniedziałek, podobnie jak wszystko, co jadło się w czasie wojny, a w kwestii czego doradzali ci, którzy raz już ją przeżyli.

Wrona orła nie pokona czyli Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego 

Rada Państwa, wbrew konstytucji PRL, powołała Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, w skrócie WRON. Stąd hasło obywateli będących w stanie wojującym: „Wrona orła nie pokona”. Władzę w państwie przejęło wojsko, internowano opozycjonistów, uczniom i studentom zrobiono przerwę, żeby nie przyszło im do głowy protestować przed szkołami i uczelniami. Korespondencja była kontrolowana, o czym zaświadczały sklejone byle jak koperty i pieczątki z napisem „ocenzurowano”. Telefony, zanim odezwały się stanowczym damskim głosem informującym, że rozmowa jest kontrolowana, milczały. Nie było komórek ani komputerów. Pozostawała poczta pantoflowa, obywatelski system ostrzegania działający w godzinach 6.00–22.00, z uwzględnieniem godziny milicyjnej. Do poniedziałku internowano 9736 osób. Sądzono, że to wystarczy, że robotnik bez „ekstremy” się nie zorganizuje. Ale była to sroga pomyłka. W ciągu niespełna roku od wprowadzenia stanu wojennego do obozów internowania trafiło ponad 10 tys. działaczy Solidarności i podziemia. Od kul i ciosów pałek zginęło ok. 150 osób. Dziewięć spośród nich straciło życie w trakcie pacyfikacji kopalni Wujek. Demonstrujących bito do krwi, rozpędzano gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. W zwarte grupy wjeżdżały milicyjne suki i wozy opancerzone. Wpędzonych do zakratowanych nysek okładano pięściami i smagano pałkami do nieprzytomności.

Nic nie pierze tak, jak ZOMO

Już 14 grudnia stanął Zakład Zespołów Elektronicznych „UNITRA-UNITECH” w Białogardzie. Stocznię Gdańską otoczyły oddziały wojska. Strajk okupacyjny w katowickiej kopalni Wujek, w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, był dobrą wiadomością płynącą z „Głosu Ameryki” i „Wolnej Europy”. Za to w środę, 16 grudnia, z przerażeniem dowiadywano się o pacyfikacji w Wujku, dziewięciu zabitych, wielu rannych. Grundig z radiem, wzmocniony kawałkiem drutu, musiał wystarczyć za źródło prawdziwych informacji. Bo w telewizorze inny pan, pan spiker – też w mundurze, straszył lub przemilczał. Wkrótce rozniosło się po kraju, że wyrazem stosunku do władzy jest odwrócenie telewizora ekranem do ściany. Od lutego w czasie „Dziennika Telewizyjnego” ruszyły manifestacje spacerowe. Chodziło się parami i całymi rodzinami wokół bloku, wypatrując, który sąsiad ma „szyby niebieskie od telewizora”, co oznaczało, że albo z niego obrzydliwy oportunista, albo jeszcze ohydniejszy kolaborant. Do żołnierzy na ulicach ludzie szybko się przyzwyczaili. Nienawidziło się milicji i ZOMO: za bicie, pałowanie, armatki wodne i gaz, za rewizje w domach i rewidowanie na ulicach, za zgarnianie i procesy „z bomby”, czyli w trybie doraźnym. Za odebranie nadziei.

Dodatek w formacie PDF do ściągnięcia w języku angielskim znajdzie tutaj:

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Sonda
Czy decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego była słuszna?

Partnerzy projektu:

PLAKAT

i

Autor: GRAFIKA SE Jerzy Kaczmarczyk
SG super historia logotypy

i

Autor: SE
Nasi Partnerzy polecają