Arizona, Floryda i Teksas – to zaledwie kilka z ponad 20 stanów, które notują właśnie rekordowe wzrosty liczby wykrytych przypadków COVID-19. Nowy Jork bije tymczasem odwrotne rekordy. Jak podał w niedzielę podczas konferencji gubernator Andrew Cuomo (63 l.), w sobotę koronawirus zabił 23 osoby – najmniej od wybuchu pandemii. Najniższa od 20 marca była też liczba hospitalizacji – 1657 osób. – Te dane pokazują, że wciąż robimy postęp – nie krył radości Cuomo.
Zapowiedział, że Western New York, w tym okolice Buffalo, we wtorek będzie mógł przejść do trzeciej fazy. Capital Region dołączy do niego w środę. To oznacza otwarcie drzwi w restauracjach dla klientów, którzy zajmować będą mogli jednak jedynie część miejsc, z zachowaniem odpowiedniej odległości. Do pracy wrócić będą mogli tatuażyści, manicurzyści i masażyści czy wizażyści, zobowiązani do zachowania wszelkich możliwych środków bezpieczeństwa. Central New York, Finger Lakes, Mohawk Valley, North Country i Souther Tier są na tym etapie od kilku dni.
Metropolia, która w poniedziałek weszła do pierwszej fazy, przysparza tymczasem urzędnikom coraz więcej kłopotów i realnych obaw o wzrost liczby zachorowań. Po tłumnych protestach, ułatwiających jego rozprzestrzenianie, weekend przyniósł wysyp ulicznych imprez. Imprezowicze zajęli kilka ulic na Manhattanie i raczyli się alkoholem serwowanym na wynos przez pobliskie bary. Gdzieniegdzie kusiły ich wręcz wystawione na chodniki stoliki. Na filmach opublikowanych w mediach społecznościowych widać, że mało kto przejmował się nie tylko zachowaniem dystansu, lecz także zasłonięciem ust i nosa. Tłumy łamiące zakazy odnotowano także w Hamptons na Long Island, które jest już w drugiej fazie. Efekt był łatwy do przewidzenia.
Praktyki potępiła większość urzędników, z gubernatorem na czele. Andrew Cuomo nie ograniczył się do krytyki. Poinformował, że przez tydzień do służb trafiło ponad 25 tys. skarg na biznesy łamiące obowiązujące zakazy. Większość dotyczyła Manhattanu i weekendu. – Bary i restauracje łamiące prawo mogą stracić licencje. Ludzie z otwartymi napojami na ulicach muszą liczyć się z mandatami – powiedział. – Policja i protestujący, którzy nie noszą masek, mogą zostać ukarani. Lokalne władze muszą wprowadzić porządek – dodał.