Kalifornia walczy z trzema ogromnymi pożarami. Największy z nich, nazwany Camp Fire, szaleje na północy, około 150 km od Sacramento. Służby, m.in. ponad 3000 strażaków, próbują walczyć z nim z ziemi i z powietrza, ale ogień wciąż się rozprzestrzenia. Jak podają władze stanu, zniszczył już ponad 6700 budynków, w większości prywatnych domów. W płomieniach, które wypaliły 105 tys. akrów terenu, zginęły 23 osoby. Ciała 14 z nich odnaleziono w spalonych posiadłościach w sobotę w mieście Paradise, które zostało doszczętnie zniszczone. Kolejnych 110 osób uważa się za zaginione.
Dwie kolejne ofiary znaleziono w sobotę na południu, w okolicy Malibu, gdzie szaleją pożary Woolsey i Hill. Oba pochłonęły już blisko 90 tysięcy akrów terenów i dotarły do rejonów nadmorskich, gdzie swoje posiadłości ma również wielu celebrytów. – Nasi strażacy zmierzyli się z tak ekstremalnymi, ciężkimi warunkami, jakich w życiu nie widzieli – powiedział Daryl Osby, szef straży pożarnej hrabstwa Los Angeles, z którego ewakuowano już 170 tys. osób. W całym stanie ogień zmusił do ucieczki ponad 300 tys. ludzi.
Walka trwa, ale służby i urzędnicy boją się, że tragiczny bilans będzie jeszcze gorszy. Porywisty wiatr i niska wilgotność powietrza, które utrudniają gaszenie ognia, zapowiadane są bowiem również na poniedziałek.