Polska nadzieja na olimpijski medal w boksie

2012-03-05 19:31

Ostatni raz polski bokser zdobył medal na olimpiadzie w 1992 roku. Czy w tym roku uda się to Michałowi Chudeckiemu?

Rozmawiamy z polskim pięściarzem, Michałem Chudeckim, który na zaproszenie Global Boxing przez miesiąc trenował w Stanach przed eliminacjami do igrzysk olimpijskich

To już 20 lat, kiedy nazwisko polskiego boksera czytano przy okazji wręczania medali na igrzyskach. Ale jest nadzieja, że to się zmieni w tym roku. Jest nią Michał Chudecki – wielokrotny Mistrz Polski, medalista Mistrzostw Unii Europejskiej i reprezentant kadry Polski. Ma na swoim koncie 216 walk, z czego 190 wygrał, 24 przegrał i 2 zremisował. W reprezentacji stoczył ponad 80 walk. Michał spędził właśnie ponad miesiąc czasu w USA. To tutaj – na zaproszenie Mariusza Kołodzieja, ówczesnego prezesa Global Boxing – pod czujną opieką najlepszych trenerów szlifował formę przed eliminacjami do igrzysk olimpijskich. Udało nam się porozmawiać z polskim bokserem, który opowiedział nam trochę o swojej przygodzie w Global Boxing i o przygotowaniach do eliminacji do Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

„Super Express”: – Dlaczego wybrałeś boks i jak wyglądały początki twojej kariery?
Michał Chudecki: – Wychowywałem się ze swoim bratem na wsi i po prostu nie było co robić. Mój brat Krzysztof jako pierwszy pojechał na treningi bokserskie. To on w sumie mnie w to wciągnął. Zapatrzyłem się na niego, jako starszego brata, aż wreszcie mnie tym boksem zaraził. Spodobało mi się od pierwszego treningu i tak od dwunastego roku życia, systematycznie już to robię. Najpierw była to Warta Śrem, to jest ok. 40 km od Poznania. Tam byłem przez dwa lata i zdobyłem, pod okiem nieżyjącego już trenera Floriana Luszczewskiego, Mistrzostwo Polski Kadetów i Mistrza Polski Młodzików. W 2003 roku przeszedłem do Olimpii Poznań i wtedy już praktycznie co rok zdobywałem Mistrzostwo Polski w kategorii kadetów, juniorów a później młodzieżowców. Obecnie jestem zawodnikiem PKB Poznań.

Skąd pomysł na Global Boxing? Jak to się zaczęło?
– Żyję tym boksem, to jest moja pasja, chcę się rozwijać. Dlatego ten pomysł. Informacje na temat Global Boxing od ponad roku czytałem na bokser.org, gdzie są bardzo dobre opinie o Mariuszu Kołodzieju. Wiedziałem też, że Stany są kolebką boksu i że ta dziedzina sportu prężnie się tu rozwija. Szczególnie w tych małych kategoriach, w których ja boksuję... W Polsce jest bardziej promowana heavy weight, może dlatego, że jest to waga bardziej medialna i przyciąga ludzi.

Jak byś ocenił swój pobyt w Global Boxing? Jak się mieszkało, jak treningi, jak spędzałeś wolny czas? Jak to się miało w stosunku do twoich oczekiwań?
– Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Przyleciałem razem z Kamilem Łaszczykiem i Mariuszem Wachem 18 stycznia, więc już od nich słyszałem dobre opinie. Z nimi również mieszkałem podczas swojego pobytu w New Jersey. Miałem opiekę trenerską na najwyższym poziomie każdego dnia. Trenowałem głównie z Arozem Gistem i Tony’m Brooksem, którzy mi dużo doradzali, podpowiadali i pokazywali nowe rzeczy. Byli bardzo wymagający, przez cały czas byli przy mnie, poprawiali moje błędy, a o to mi właśnie chodziło. Sesje treningowe miałem ułożone od poniedziałku do soboty, dwa razy dziennie po dwie godziny. Trenowałem także z Marcinem Machulą, z którym świetnie mi się pracowało. To on pomógł mi w rozpisaniu treningów tak, aby ta forma, gdy już wrócę do Polski, była najwyższa, a później zaprocentowała na kwalifikacjach olimpijskich. Nie ukrywam, że jest mój główny cel. Chciałbym przy tej okazji bardzo podziękować Mariuszowi Kołodziejowi za danie mi szansy trenowania w bardzo dobrych warunkach i z najlepszymi trenerami.

No właśnie, pobyt w Global Boxing trwał do 25 lutego, co w planach na najbliższe miesiące, już w Polsce?
– Najpierw mam mistrzostwa Polski od 4 do 8 marca w Poznaniu, tam gdzie obecnie mieszkam. Później eliminacje do Igrzysk Olimpijskich w Londynie, które odbędą się w Istambule między 13 a 22 kwietnia. W mojej wadze jest tak, że już półfinał kwalifikuje się na Olimpiadę, czyli muszę wygrać minimum dwie walki. W połowie kwietnia będę wiedział na czym stoję. Jestem jednak bardzo pozytywnej myśli i na pewno dam z siebie wszystko. Proszę trzymać kciuki.

Jak najbardziej, będziemy trzymać za ciebie kciuki. Życzymy powodzenia na eliminacjach. Boks, boksem, ale przecież odpocząć od czasu do czasu też trzeba. Co robiłeś w wolnym czasie podczas swojego pobytu w Gobal Boxing?
– Często w weekendy byliśmy z chłopakami, Kamilem i Mariuszem, zapraszani na różne koncerty, bale, czy inne imprezy...

Czyli taka funkcja reprezentacyjna. Każdy chciał was dotknąć, zrobić z Wami zdjęcie, dostać autograf...
– Tak, tak, no i właśnie o to chodzi, żeby promować przy tych okazjach boks i własną osobę. Udało mi się także trochę zobaczyć Nowy Jork, co zorganizowała naszej trójce Nasza Ściana. Popłynęliśmy statkiem na Statuę Wolności. Było wietrznie, zimno, ale wypad się udał.

Michał, masz młodą żonę Julię i małego synka, którzy nie byli z tobą w Stanach. Jak znosisz takie rozłąki?
– Bywały już takie rozstania, gdyż wiele razy wyjeżdżałem na nawet dłuższe zgrupowania przed różnymi kwalifikacjami. Głównie na kadrę Polski. Żona jest bardzo wyrozumiała i wspiera mnie w tym, co robię. Także cała moja rodzina, są ze mną.

Jak twój czteroletni synek reaguje, kiedy widzi tatę w akcji?
– Bruno był już w zeszłym roku na Mistrzostwach Polski, ale nie zwracał za bardzo uwagi. Czasami tylko krzyczał: ta-ta, ta-ta... Ale na pewno będzie jakimś sportowcem, bo ma tyle energii, że wszystkich zamęcza. Mnie, mamę, dziadka... Ma dopiero cztery latka i już lubi sport, jeździ na rowerze i pływa, skacze, fikołki robi...

Michał, dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za eliminacje do igrzysk olimpijskich.
– Dziękuję i pozdrawiam Czytelników „Super Expressu”.

Rozmawiała
Joanna Maj

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki